Obama oświadczył, że prezesi banków, którzy przyznali sobie w ub. r. olbrzymie premie postąpili "haniebnie". Dodał, że podatnicy nie powinni "subsydiować przesadnych gratyfikacji". Niezależnie od ograniczeń wynagrodzeń, Obama oświadczył, że wszelkie przyszłe premie prezesów i dyrektorów będą mogły być udzielane "jedynie w formie udziałów, które nie będą mogły być spieniężane do czasu zwrócenia podatnikom ich wsparcia". Firmy mają także publicznie ujawniać "wszystkie korzyści i luksusy przyznane dyrekcjom" oraz wyjaśniać celowość ich przyznawania. Decyzje prezydenta nie będą jednak działać wstecz. Obama zdecydował się na te posunięcia po fali społecznego niezadowolenia, jaka nastąpiła kiedy ujawniono gigantyczne zarobki na Wall Street i w firmach ubiegających się pomoc federalną. Zdaniem niektórych analityków, posunięcia Obamy mogą spowodować ucieczkę części kadry kierowniczej do firm i banków, które nie korzystają i nie zamierzają występować o pomoc federalną. Restrykcje, które wprowadzi gabinet Obamy idą znacznie dalej niż regulacje proponowane przez prezydenta Busha. Nietknięte nowymi przepisami pozostaną tylko dywidendy. Gigantyczne wyposażenia, a zwłaszcza premie szefów firm, które niedawno znalazły się na krawędzi bankructwa - jak Citigroup, Bank of America, AIG, General Motors, Chrysler i wiele innych - wywołały ostatnio publiczne protesty. Według firmy "Equilar" badającej zarobki kadry zarządzającej, prezes Bank of America, Kenneth Lewis, zarobił w 2007 roku ponad 20 mln dolarów, z czego blisko sześć milionów stanowiły premia i pensja.