Jak donosi paryska gazeta, Martine i Alain, zaręczyli się trzy lata temu i mieli stanąć na ślubnym kobiercu w lipcu 2007 roku. Dali już nawet na zapowiedzi. Jednak chory na nowotwór mężczyzna zmarł w wieku 53 lat tuż przed planowaną datą ślubu. Martine nie chciała, by nagła śmierć partnera udaremniła małżeńskie plany. Wystąpiła więc do sądu o zgodę na wyjątkowe udzielenie ceremonii już po zgonie Alaina. W tym celu zgromadziła konieczne dokumenty: certyfikat ogłoszenia ślubnych zapowiedzi i odpowiednie zaświadczenie córki zmarłego, a także napisała specjalny list z prośbą w tej sprawie skierowany do prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego. Według francuskiego prawa, to właśnie głowa państwa musi ostatecznie wyrazić zgodę na pośmiertny ślub. Cywilna ceremonia odbyła się w ubiegły wtorek w merostwie w miejscowości Saintes koło La Rochelle w zachodniej Francji. Zgodnie z wolą panny młodej, nie było pustego krzesła ani zdjęcia pana młodego. Martine wypowiedziała tylko sakramentalne "tak" swojemu zmarłemu partnerowi. "Życie dało nam mało czasu. Pokonałam ostatni odcinek drogi, mając go w moim sercu" - wyznała "Le Parisien" kobieta. Jak pisze gazeta, ten przypadek, choć niezwykle rzadki, nie jest pierwszym pośmiertnym ślubem we Francji. Francuski kodeks cywilny przewiduje taką możliwość od 1959 roku. Dotyczy ona na ogół towarzyszek żołnierzy lub policjantów poległych na służbie. "Le Parisien" przypomina, że np. rok temu 20-letnia Francuzka poślubiła pośmiertnie swojego partnera, który zginął w czasie wojny w Afganistanie.