W historii szczęśliwej pary pojawił się nowy wątek. Kobieta, która poślubiła "miłość swojego życia" o imieniu Marcelo, podjęła desperacką próbę odnalezienia na własną rękę jej dziecka po tym, jak zostało rzekomo porwane - informuje brytyjski dziennik "Daily Mail". Na jednym z nagrań umieszczonych na kanale, który ma blisko 8 mln polubień i jest obserwowany przez ponad 420 tys. użytkowników, Brazylijka siedzi z mężem na kanapie, ogłaszając widzom druzgocące wieści o uprowadzeniu ich szmacianego potomka. Mały Marcelinho ma być przetrzymywany jako zakładnik przez porywaczy, którzy za jego uwolnienie domagają się zapłaty 7 tys. realów (równowartości około 6 tys. złotych). Zaniepokojona tym 37-letnia matka opublikowała w mediach społecznościowych dramatyczny apel o pomoc. Wcześniej, na tym samym profilu TikTok, zwierzała się internautom z małżeńskiego kryzysu, który dopadł zakochanych po ślubie. Miało wtedy dojść do obyczajowego skandalu, podczas którego oskarżyła swojego wypchanego małżonka o romans. Porwali szmacianą lalkę dla okupu. "Marcelo przez całą noc wykrzykuje imię syna" Czekając na wiadomość o miejscu przetrzymywania jej synka, Brazylijka opublikowała wideo, na którym rozwiesza ulotki w swojej okolicy, wzywając świadków do zgłaszania się, jeżeli tylko mają jakiekolwiek informacje na temat porwania. Moraes rzuciła pracę, aby w całości poświęcić się poszukiwaniu ukochanej lalki. Twierdzi, że jest "przerażona" po tym, gdy otrzymała nagranie na początku tygodnia, na którym widać jej syna siedzącego w kącie opuszczonego budynku. - Martwię się, że go podpalą - mówi kobieta na swoim filmie. - Nie mogę spać, Marcelo przez całą noc wykrzykuje imię syna. Diego i Carol (Moraes ma również dzieci z poprzedniego, "normalnego" małżeństwa: 15-letniego syna Diego i 20-letnią córkę Carol - red.) są smutni, ponieważ nie mogą zrozumieć, gdzie jest ich brat - żali się. Według relacji 37-letniej tiktokerki wraz z mężem zwerbowała grupę przyjaciół i rodziny, aby przeczesywali ulice w poszukiwaniu ich najmłodszego dziecka. - Po prostu tak bardzo go kocham. Czy oni go kąpią? Czy dają mu czyste mleko? Czy dobrze się nim opiekują? - zastanawiała się na nagraniu targana wątpliwościami kobieta. - Mój matczyny instynkt podpowiada mi, że wszystko z nim w porządku. Po prostu nie wiem, co się dzieje - wyznała. Dziecko Brazylijki i szmacianej lalki. Poród trwał 35 minut Marcelinho przyszedł na świat - jak twierdzi jego matka - zeszłego lata, po powrocie z lalką-małżonkiem z miesiąca miodowego, który para spędziła w Rio de Janeiro. "Poród miał odbyć się w domu i trwał zaledwie 35 minut, a asystowali przy nim lekarz i pielęgniarka. Wydarzenie było transmitowane dla 200-osobowej publiczności" - czytamy na łamach brytyjskiego portalu. CZYTAJ TEŻ: Mówili o niej "lalka Barbie". Jak została gwiazdą TVP Info? Gdy Meirivone Rocha Moraes w wywiadach mówi o tamtej sytuacji, wspomina, że skurcze nie sprawiały jej bólu. Choć to fizycznie niemożliwe, jest przekonana, że był to prawdziwy poród. - Widząc łożysko, pępowinę i krew, wszystko stało się realne - powiedziała prasie. - Naprawdę denerwuje mnie, gdy ludzie mówią, że to ściema. To mnie tak złości - wyznaje. - Jestem kobietą z charakterem. Mój ojciec, moja mama nauczyli mnie być uczciwym, dobrym człowiekiem i nie chcieć z niczego czerpać korzyści - zastrzega 37-latka.