- Jesteśmy z nim cały czas w kontakcie, chociaż już nie tak często jak kiedyś, ponieważ są problemy z połączeniem - mówił ks. Gucwa, który jako jedyny ma obecnie telefoniczny kontakt z uprowadzonym, jak i z porywaczami. - Ostatnio z nim rozmawiałem w sobotę, a dzisiaj (we wtorek) rano z jednym z porywaczy, który akurat nie mógł przekazać telefonu, bo był oddalony od ks. Mateusza - dodał. Jak zaznaczył rozmówca PAP, "cały czas w toku są negocjacje" w sprawie uwolnienia ks. Dziedzica i innych zakładników. Ich pierwszy etap miał miejsce tydzień temu. - W tym tygodniu mają też spotkać się w Kamerunie ci, którzy są w sprawę zaangażowani, razem z władzami Kamerunu - dodał ks. Gucwa. Wyraził przy tym nadzieję, że rozmowy te przyniosą skutek. Podkreślił, że "w grę nie wchodzą żadne pieniądze, żaden okup; cały czas jest sprawa ich szefa, który znajduje się w więzieniu". Porywacze chcą wymienić bowiem polskiego misjonarza na jednego ze swoich przywódców, który jest więziony w Kamerunie. "Przesłałem mu wino i hostię" Ks. Gucwa powiedział PAP, że w piątek rozmawiał z uprowadzonym dwukrotnie, który mu przekazał, że "czuje się dobrze". - Potwierdził to również w sobotę. Od soboty nie mogłem się z nim połączyć, dlatego, że najpierw nie było zasięgu u nas w Bouar przez dwa dni, a dzisiaj rano, kiedy dzwoniłem, osoba, która miała telefon, była oddalona od ks. Mateusza - tłumaczył wikariusz. - W sobotę udało nam się przesłać mu rzeczy, o które prosił, w tym wino i hostię. Również otrzymał paczkę z Polski od swoich rodziców (...). Potwierdził potem, że wszystko otrzymał - powiedział ks. Gucwa. Podkreślił, że z relacji porwanego wynika, iż "nie ma jakiegoś zagrożenia, jeśli chodzi o życie, czy o bezpieczeństwo". - Wiadomo jednak, że warunki, w jakich są przetrzymywani porwani, są takie, jakie są - podsumował diecezjalny wikariusz. Duchownemu dostarczano lekarstwa i wodę pitną Ks. Dziedzic został uprowadzony przez rebeliantów w nocy z 12 na 13 października z misji w Baboua w Republice Środkowoafrykańskiej, ok. 50 km od granicy z Kamerunem. Został następnie wywieziony w stronę granicy z Kamerunem. Rebelianci zamierzali uprowadzić także jego współpracownika ks. Leszka Zielińskiego, ale po dłuższych pertraktacjach zgodzili się, by jeden z duchownych został na misji. Zaraz po porwaniu strona kościelna nawiązała kontakt z porywaczami i duchownemu dostarczono lekarstwa i wodę pitną. Po uprowadzeniu misjonarza polskie MSZ informowało, że porwania dokonała uzbrojona grupa rebeliantów, tzw. Ludzie Miskina. W resorcie został powołany zespół kryzysowy, który jest w stałym kontakcie z komisją episkopatu polski ds. misji. Szef MSZ Grzegorz Schetyna powołał też specjalny zespół międzyresortowy, który zajmuje się sprawą. O porwaniu polskiego misjonarza poinformowane zostały odpowiednie instytucje rządowe w Republice Środkowoafrykańskiej, międzynarodowe misje w tym kraju oraz ONZ. W Republice Środkowoafrykańskiej pracuje 32 polskich misjonarzy. Od stycznia obowiązuje zalecenie MSZ, by obywatele polscy przebywający prywatnie w RŚA opuścili kraj ze względu na dramatycznie pogarszającą się sytuację bezpieczeństwa. W kraju tym działają trzy wojskowe misje zagraniczne: misja pokojowa ONZ - MINUSCA, misja Unii Europejskiej - EUFOR CAR oraz misja specjalna Francji - Sangaris. W skład misji EUFOR CAR wchodzi polski kontyngent liczący ok. 50 żołnierzy.