Setki ludzi z całych Włoch chcą zaopiekować się cudem uratowanym czworonogiem, który wabi się Jerry. Kiedy policjanci przybyli do wskazanego miejsca na pustkowiu we wsi Desenzano koło Brescii, na północy Włoch, zobaczyli wyrwę w ziemi zasypaną zwałem cegieł. To stamtąd dochodził słabnący skowyt. Zaczęli rękoma odgarniać półmetrową warstwę kamieni, cegieł i ziemi. Pod nią zobaczyli konającego psa myśliwskiego rasy breton z oczami zawiązanymi bandażem. Zwierzę było wycieńczone, z trudem oddychało, nie było w stanie się poruszyć. Psa od razu powierzono opiece weterynarza. Natychmiast ustalono, że właścicielem zwierzęcia jest mieszkaniec tej samej miejscowości. Doprowadzony na posterunek poinformował, że pies spędził w grobie, który mu wykopał, ponad 40 godzin. Mężczyzna odpowie przed sądem za znęcanie się nad zwierzęciem, o którego losie ma teraz zdecydować sąd. Media podały, że sprawca tego okrucieństwa to myśliwy, który rozczarowany coraz gorszymi osiągnięciami swego czworonoga na polowaniach postanowił pozbyć się go w tak bezlitosny sposób. Cztery dni po uratowaniu Jerry sam je, pije i może już stać. Jego stan poprawia się, a weterynarz zapewnia, że jego życie nie jest już zagrożone. Psem, przebywającym w schronisku z Brescii, chcą zaopiekować się setki ludzi z całych Włoch, którzy zgłaszają się poruszeni jego historią. To do sądu - ale dopiero po skazaniu dotychczasowego właściciela - należeć będzie decyzja o tym, kto będzie mógł zająć się Jerrym. Lecz na drogę sądową przeciwko właścicielowi psa chce wystąpić także minister turystyki Włoch, zagorzała obrończyni zwierząt Michela Vittoria Brambilla, która zamierza domagać się od niego odszkodowania za szkodę, wyrządzoną wizerunkowi kraju z powodu jego okrutnego czynu. - To, co się stało, to narodowa hańba - oświadczyła minister, do której kompetencji należy obrona wizerunku Włoch na świecie.