- Ma się odbyć jedynie około 10 proc. z 300 lotów dziennie i obsługa klientów będzie bardzo trudna. Podczas strajku przez kolejne 10 dni będzie niemożliwe rozwiązanie wszystkich problemów - czytamy w komunikacie TAP. Według portugalskich mediów strajkiem pilotów dotkniętych zostanie 300 tys. pasażerów. Piloci linii lotniczych ogłaszając strajk od 1 do 10 maja oskarżyli portugalski rząd i kierownictwo TAP o to, że nie przestrzegają porozumień zawartych w trakcie prywatyzacji firmy. Strajkujący oskarżają ich też o naruszenie konkretnych paragrafów układu zbiorowego, zakładającego przyznanie pilotom od 10 do 20 procent akcji w przypadku prywatyzacji, a także o to, że nie wrócono do wypłacania premii jubileuszowych, wstrzymanych w 2011 roku. Prezes TAP Fernando Pinto uważa, że strajk mógłby kosztować linie lotnicze 70 mln euro. Według portugalskiego premiera Pedra Passosa Coelho, strajk może mieć też "znaczący wpływ na gospodarkę narodową". Wicepremier Portugalii Paulo Portas zaapelował do pilotów, aby powstrzymali się od strajku. "Myślcie o kraju, o turystyce, o gospodarce, o waszym przedsiębiorstwie" - mówił. Rozbieżność opinii pomiędzy pilotami a innymi zatrudnionymi w TAP doprowadziła do tego, że kilkuset innych pracowników zaapelowało w środę o wycofanie się ze strajku i zorganizowanie zamiast niego marszu milczenia. W grudniu dziewięć z 11 związków zawodowych w TAP, w tym syndykat pilotów, zawiesiło przewidziany na koniec roku czterodniowy strajk po zawarciu z rządem porozumienia w sprawie powołania grupy roboczej do spraw prywatyzacji linii. Aby ratować państwowego przewoźnika, centroprawicowy rząd zdecydował się na sprzedaż do końca czerwca 66 procent udziałów w firmie. Pierwsza próba prywatyzacji TAP w grudniu 2012 roku zakończyła się fiaskiem.