- Celem Putina było opanowanie całego terytorium Ukrainy i powrót do czasów (b. prezydenta Wiktora) Janukowycza, gdy Ukraina była faktycznie państwem marionetkowym kierowanym z Moskwy. Ale teraz nie będzie tak łatwo. Chce wobec tego przejąć Krym i zdestabilizować sytuację na wschodzie i południu - ocenił Portnikow. "Putin w szoku. Podejmuje decyzje na krawędzi ryzyka" Komentator widzi dwie możliwości rozwoju sytuacji wokół Krymu: jawną aneksję z włączeniem terytorium półwyspu do Federacji Rosyjskiej albo aneksję ukrytą z nadaniem mu sztucznej niepodległości. - Ten drugi wariant jest na Krymie możliwy, ale nie wiem, na jak długo. Trudno to przewidzieć, bo w działaniach Putina nie ma logiki, jest on w stanie emocji i szoku i podejmuje różne decyzje na krawędzi ryzyka militarnego - ocenił. Żeby zaś zdestabilizować sytuację na wschodzie i południu, Moskwa "będzie tam przysyłać różnych ludzi z Rosji, organizować demonstracje, zamieszki, prowokacje. To klasyczne metody rosyjskich służb specjalnych od lat 80." - podkreśla. Portnikow jest przekonany, że Moskwa będzie się też starała doprowadzić do zmiany proeuropejskiego kursu Kijowa. - Ale to zależy od tego, jak się zachowa Zachód, czy powstanie skuteczny plan osłabienia gospodarki rosyjskiej. Moim zdaniem Zachodowi powinno zależeć na pełnym upadku gospodarki Rosji, bo będzie ona krajem bezpiecznym tylko, jeśli nie będzie miała normalnej ekonomiki. W każdych innych warunkach jest to kraj niebezpieczny - mówi. Według niego, jeśli Zachód nie zerwie więzów gospodarczy z Rosją, nie skończy z zależnością energetyczną od niej oraz z zależnością od pieniędzy oligarchów rosyjskich, "to już jutro wojska rosyjskie będą nie tylko na Ukrainie, ale i w Polsce, i państwach bałtyckich" - ocenia Portnikow. "Możliwości manewru rządu Ukrainy" Jeśli chodzi o możliwości manewru rządu Ukrainy, Portnikow sądzi, że w obecnej sytuacji musi on współpracować ze społecznością międzynarodową, bo "faktycznie nie ma normalnych sił zbrojnych ani służb specjalnych, które z rozkazu Moskwy zniszczył Janukowycz". "Na Ukrainie Putin wpadł w pułapkę" - Moim zdaniem rząd ukraiński postępował dobrze, bo nie dał się sprowokować. Moskwa chciała powtórzyć scenariusz z Gruzji, gdy sprowokowano (Micheila) Saakaszwilego. (Rosjanie) weszli wojskami na terytorium Gruzji i zmienili faktycznie status prawny Abchazji i Osetii Południowej. Ale na Ukrainie Putin wpadł w pułapkę, bo nie ma żadnych prowokacji, żadnych działań militarnych. Działania wojsk rosyjskich są brutalne, ale nie ma przelewu krwi. To ważne, i to zasługa rządu ukraińskiego oraz naszych żołnierzy na Krymie, którzy są prawdziwymi bohaterami, nie dając się sprowokować rosyjskim agresorom - zaznaczył. Portnikow sądzi, że dla Krymu przyłączenie do Rosji oznaczałoby całkowity upadek turystyczny, gospodarczy i cywilizacyjny. - Trzeba rozumieć, że aneksja Krymu będzie stanowić dla Rosji poważny problem gospodarczy. Moim zdaniem Rosja nie będzie miała pieniędzy na takie ambitne projekty (jak zbudowanie połączeń energetycznych z zależnym od ukraińskiego prądu półwyspem). Deklaracje, które brzmią z okazji referendum, zmieni logika życia - ocenia. Uważa on też, że w obecnej sytuacji mogą odegrać pewną rolę stanowiący kilkanaście procent ludności półwyspu Tatarzy krymscy, bo "są narodem zmobilizowanym, mają własny parlament i poczucie sprawiedliwości oraz odpowiedzialności historycznej". - Tatarzy krymscy byli deportowani do Rosji za czasów Stalina i wiedzą, jaka jest prawdziwa sytuacja narodów muzułmańskich w Federacji Rosyjskiej - że nie ma tam pokoju między narodowościami, a tylko arogancja i reżim specjalny - wskazuje. Teraz krymski parlament próbuje kusić Tatarów krymskich, których parlament, Medżlis, wezwał do bojkotu referendum, obietnicą gwarantowanych 20 proc. miejsc w organach władzy Krymu. Ale "w tym samym czasie blokuje jedyny kanał telewizji Tatarów krymskich na półwyspie. To pokazuje realne poglądy marionetkowego rządu na prawa Tatarów krymskich. Bo w Federacji Rosyjskiej stanowisko posła czy ministra nic nie oznacza, nie mają oni wpływu na życie swojego kraju czy regionu. A informacja może je zmienić - podkreśla Portnikow.