Zdjęcia wykonano w środę, a zatem 5 dni po incydencie. Widać na nich 2-3-centymetrowy siniak na lewej ręce, o wiele mocniej stłuczony łokieć, a także potężny siniak wielkości dłoni w okolicach podbrzusza. Ukraińska rzeczniczka praw człowieka Nina Karpaczowa, której podwładny wykonał fotografie, przekazała je unijnym dyplomatom w czasie spotkania w Kijowie. Biegli lekarze sądowi, których wnioski opublikowała "Ukraińska Prawda", uznali, że siniaki mogą być wynikiem uderzeń twardymi przedmiotami. Jeden z nich mógł powstać, gdy Julię Tymoszenko mocno chwycono za rękę. Wiceminister zdrowia Rajisa Mojsiejenko twierdzi, że była premier jest w dobrej formie, ale nie chce, aby badali ją lekarze. Jest to ta sama urzędniczka, która tydzień temu zapewniała, że w czasie przewożenia Julii Tymoszenko do szpitala z więzienia nie doszło do żadnych incydentów, a chora sama zgodziła się na leczenie. Dopiero później jeden z przedstawicieli Służby Więziennej poinformował, że była premier nie chciała pójść do karetki wobec tego zastosowano - jak to określił "fizyczny wpływ" i zaniesiono ją do samochodu. Zaprzeczył jednak, aby skazana była bita, jak sama twierdzi.