Dziewczyna pracę w fabryce rozpoczęła w kwietniu tego roku tuż przed katastrofą.Jak mówi, w chwili tragedii pracowała na trzecim piętrze. Udało się jej przeczołgać do piwnicy, gdzie żywiła się jedzeniem, które fatalnego dnia przynieśli do pracy robotnicy. Tam też znalazła ubranie, w którym później została odnaleziona.Według relacji dziewczyny, płacono jej 60 dolarów miesięcznie. To i tak dwa razy więcej niż wynosiła średnia płaca w fabryce. 24 kwietnia na przedmieściu stolicy Bangladeszu zawalił się wieżowiec z pięcioma fabrykami odzieżowymi. Bilans ofiar śmiertelnych przekroczył 1100 osób. To największa katastrofa w historii przemysłu odzieżowego. Władze twierdzą, że właściciel budynku nielegalnie dobudował trzy piętra i zezwolił na zainstalowanie w pomieszczeniach produkcyjnych ciężkiego sprzętu oraz generatorów. Według prowadzących śledztwo przyczyną zawalenia się budowli były właśnie wibracje wielkich generatorów oraz niska jakość prac budowlanych. Zanim doszło do katastrofy, robotnicy na próżno sygnalizowali, że w starzejącym się budynku widać pęknięcia. Według świadków, katastrofa nastąpiła błyskawicznie a gmach złożył się jak domek z kart. Tragedia zwróciła uwagę całego świata na dramatyczne standardy przy produkcji odzieży. Rząd Bangladeszu zgodził się w poniedziałek, by pracownicy branży odzieżowej zrzeszali się w związki zawodowe w swych zakładach bez wcześniejszej zgody właścicieli. Dzień wcześniej poinformowano o planach podniesienia pensji minimalnej w sektorze tekstylnym. Europejscy giganci branży odzieżowej: szwedzki H&M oraz hiszpański Inditex, ogłosili dzisiejszej nocy, że zamierzają podpisać porozumienie w sprawie poprawy warunków bezpieczeństwa w przemyśle tekstylnym w Bangladeszu.Bangladesz jest drugim w świecie, po Chinach, eksporterem tekstyliów. Przemysł ten zatrudnia ponad 40 proc. siły roboczej w kraju i dostarcza 80 proc. całego banglijskiego eksportu.