Wyniki śledztwa wskazują, że siły koalicji podczas nalotu w dzielnicy Dżadida nieumyślnie spowodowały eksplozję materiałów wybuchowych umieszczonych w budynku przez bojowników IS. Amerykański generał Matt Isler, który nadzorował śledztwo, powiedział w czwartek dziennikarzom, że celem nalotu z 17 marca było dwóch snajperów należących do IS. Generał podkreślił, że zarówno siły amerykańskie, jak i irackie nie wiedziały o obecności ludności cywilnej w budynku. Siły koalicji nie wiedziały również, że w budynku znajdowały się ładunki wybuchowe. Śledztwo amerykańskiej armii miało za zadanie zbadać, jaką rolę amerykańskie siły zbrojne odegrały w incydencie z 17 marca. Wcześniej pojawiały się sprzeczne doniesienia w tej kwestii. Pod koniec marca armia iracka podała, że nic nie wskazuje na to, by budynek został zbombardowany przez międzynarodową koalicję pod wodzą USA. Armia poinformowała wtedy również o 61 ofiarach wyciągniętych z gruzów. Dowództwo irackiego wojska podało, powołując się świadków, że bojownicy zapędzili do piwnicy cywilów, by wykorzystać ich jako żywe tarcze. Z kolei świadkowie i przedstawiciele lokalnych władz twierdzili, że z gruzów domu wyciągnięto ok. 200 zwłok, a budynek został zniszczony w nalocie sił antyislamistycznej koalicji wymierzonym w bojowników i sprzęt IS. Przed rozpoczęciem śledztwa koalicja walcząca przeciwko IS poinformowała, że minimum 352 osoby cywilne zostały zabite podczas nalotów przeprowadzonych w Iraku i Syrii od 2014 roku. Szacunki te są dużo niższe niż liczby przytaczane przez niezależnych obserwatorów - podaje agencja Reutera.