- Tu, w obwodzie kachetyjskim (zachodnia Gruzja), sytuacja ludzi o polskich korzeniach jest dramatyczna. Żyją w niewyobrażalnie tragicznych warunkach, w ich domach często nie ma światła ani bieżącej wody i praktycznie nikt im nie pomaga - mówi Jerzy Ciemnołoński z działającego w jego własnym domu Domu Polskiego w stolicy Kachetii, Lagodechi. - Uciekinierzy, którzy przyjechali tu na chwilę, mieszkają w nieporównywalnie większym komforcie, niż ludność miejscowa, w tym Polacy, którzy są chyba najstarszą polską emigracją na świecie. Niektórzy z nich żyją tu od czasów insurekcji kościuszkowskiej - denerwuje się 65-letni Ciemnołoński, obywatel Polski gruzińskiego pochodzenia, który przed kilku laty porzucił Bydgoszcz, by osiedlić się w Lagodechi. W rozmowie z przedstawicielami polskich organizacji pomocowych, badających potrzeby uciekinierów z terenów objętych konfliktem gruzińsko-rosyjskim, ten polski Gruzin nie ukrywa rozczarowania polityką Warszawy wobec Polaków w Kachetii. Zdaniem Ciemnołońskiego, odwiedzający ich oficjele twierdzą, że nie mogą pomóc, ponieważ w paszportach miejscowych Polaków zapisano narodowość rosyjską i nie znają oni języka polskiego. - Ja tymczasem pytam: mieszkające tu rodziny Potockich, Tyszkiewiczów, Jabłońskich i Kaczyńskich to nie Polacy? - gorączkuje się Ciemnołoński. Języka polskiego nie zna nawet Nina Kowok, przewodnicząca powołanego niedawno Związku Polonii Kachetii. - Dopiero się go uczę, wcześniej nie było takiej możliwości, gdyż w czasach ZSRR byliśmy zupełnie odcięci od Polski - usprawiedliwia się po rosyjsku. Kachetyjska Polonia to potomkowie zesłanych tu uczestników powstań narodowych oraz żołnierzy armii carskiej, kierowanych niegdyś na służbę na granicy z Turcją i Persją, a więc do Gruzji i Armenii. - Do problemu polskiego w Gruzji, poza Tbilisi i większymi miastami, gdzie mieszka polska inteligencja, nie należy podchodzić biurokratycznie. Tych ludzi naprawdę nie stać na nic, nawet na lekarstwa dla dzieci - twierdzi Ciemnołoński. Najbardziej znanym Polakiem w Lagodechi jest Ludwik Młokosiewicz, badacz fauny i flory Kaukazu, który żył na przełomie XIX i XX wieku. Założył tu pierwszy w imperium rosyjskim rezerwat przyrodniczy. Dziś nosi on jego imię. Ciemnołoński chciałby, by był on wzorem do naśladowania dla dzieci miejscowych Polaków. Obecnie, w związku z wysokim bezrobociem panującym w Kachetii i niskim poziomem nauczania w szkołach, młodzi nie mają żadnych szans na życie w "lepszym świecie". - Bardziej od konserw i odzieży te dzieci potrzebują normalnej edukacji. Dajcie nam wędkę, rybę złowimy sami. Niech Polska przyśle nam maszyny do szycia, założymy fabrykę i damy pracę ich rodzicom. Pokażmy, że można tu coś zrobić - nawołuje Ciemnołoński. Staraniami Związku Polonii Kachetii w Lagodechi powstaje polska szkoła. Zostanie otwarta 15 września. Zapisało się już do niej 150 dzieci. To nie tylko Polacy: są wśród nich także Gruzini i Ormianie. - W polskości widzi się tu nadzieję - tłumaczy to zainteresowanie Ciemnołoński, urodzony i wychowany w Polsce potomek gruzińskiego rodu Tumani.