- Sytuacja stale się pogarsza - powiedział Dominic Deng, komisarz okręgu Twic, graniczącego z regionem Abyei. Większość uchodźców udała się właśnie tam. - Ludzie śpią pod drzewami. Potrzebują jedzenia i wody, niektórzy umierają - powiedział Deng dziennikarzom. W zeszłym tygodniu w środę wysoka przedstawicielka ONZ w Sudanie Południowym Lise Grande poinformowała, że "według wstępnych ustaleń z Abyei przesiedlonych zostało od 30 tys. do 40 tys. ludzi". W Abyei znajdują się złoża ropy naftowej oraz pastwiska wykorzystywane przez plemiona północne i południowe. Region ma znaczenie symboliczne dla obu stron. W sobotę czołgi Północy wjechały do Abyei, rozpraszając oddziały Południa i naruszając obowiązujące porozumienia pokojowe. Wzbudziło to obawy Południa, że Północ chce zająć teren przed planowaną na lipiec secesją. Podczas gdy społeczność międzynarodowa apelowała do władz w Chartumie o wycofanie wojsk, prezydent Sudanu Omar el-Baszir ogłosił we wtorek wieczorem, że "Abyei to ziemia należąca do Północy", i dodał, że północne wojska nie wycofają się z regionu. W kwietniu Baszir zapowiedział, że nie uzna Sudanu Południowego jako niepodległego państwa, jeśli tamtejsze władze będą rościły sobie prawo do Abyei. Na mocy ustaleń pokojowych z 2005 roku regionowi Abyei zagwarantowano osobne referendum w sprawie przynależności; miało się ono odbyć w tym samym czasie, co referendum niepodległościowe Południa, a więc w styczniu 2011 roku. Jednak nie doszło ono do skutku, bo między Południem i Północą wybuchł spór o to, kto w Abyei jest uprawniony do głosowania. W rezultacie referendum Sudan Południowy 9 lipca br. ogłosi niepodległość. Jednak oprócz konfliktu wokół Abyei przyszłe afrykańskie państwo boryka się z rebeliami i konfliktami międzyplemiennymi. Według ONZ, od początku 2011 roku w ich wyniku zginęło ponad 1400 osób, a co najmniej 117 tys. ludzi opuściło swoje domy.