Polski kierowca wracał z Calais. Przemytnicy sądzili, ze jedzie do Wielkiej Brytanii, otworzyli jego chłodnię i umieścili w niej 14 osób. Mężczyzna zatrzymał się na stacji benzynowej w Holandii, i usłyszał dobiegające z auta głosy. Poprosił pracownicę stacji o powiadomienie policji, bo sam nie mówił po niderlandzku. W ten sposób uratował uchodźców. Gdy otwarto chłodnię, schowane w niej osoby były już mocno wyziębione. Policja z holenderskiego Roosendaal pochopnie podała na Twitterze, że Polak będzie odpowiadał za przemyt osób. Taką narrację podchwyciły lokalne media. Teraz rzeczniczka tłumaczy, że była to wpadka młodego funkcjonariusza. - Powinniśmy byli napisać, że Polak jest tylko podejrzany. Jednak na Twitterze pisał młody, niedoświadczony kolega - mówi w rozmowie z RMF FM Esther Boot. Tłumaczy atak na Polaka w holenderskich mediach tym, że właśnie tego dnia świat obiegła informacja o tragedii uchodźców z Austrii. O problemie Polaków, którzy są wręcz "atakowani" przez uchodźców dziennikarka RMF FM pisała już w zeszłym tygodniu. Kierowcy często przewożą uchodźców bez swojej wiedzy. Uchodźcy otwierają w nocy drzwi do ich pojazdów, przecinają plandeki i dostają się do naczep. - Zdarzają się nawet sytuacje, gdzie skaczą z wiaduktów na pojazdy, jeśli ciężarówka jedzie wolno w jakimś korku - opowiadał jeden z mężczyzn. (mn)