Tomasz Surdel w Wenezueli przebywa od lutego br. W piątek 15 marca został zatrzymany przez siły specjalne FAES określane mianem "policyjnych szwadronów śmierci". Jak relacjonował, został poproszony o wylegitymowanie się, a następnie o wyjście z samochodu w celu udzielenia odpowiedzi na kilka pytań. Po opuszczeniu pojazdu członkowie FAES założyli mu na głowę worek i zaczęli bić. Jeden z napastników przystawił mu broń do głowy i pociągnął za spust (pistolet był nienaładowany). Zdjęcie pobitego dziennikarza obiegło media na całym świecie. Surdel miał rozbity nos i opuchniętą twarz. Nie zdiagnozowano żadnych złamań. "I nagle, zupełnie niechcący, człowiek zostaje symbolem. W Wenezueli w dodatku... PS. Żyję, to najważniejsze. Poza twarzą właściwie nic mi nie uszkodzili" - napisał Surdel na Facebooku. Na Twitterze z kolei podziękował za słowa wsparcia. Atak na polskiego dziennikarza skomentował Juan Guaido, lider opozycji Wenezueli. "Nie godzimy się na tak brutalną agresję, której ofiarą był polski dziennikarz Tomasz Surdel" - napisał na Twitterze. Dodał, że ofiarami takich ataków padają ci, którzy mówią prawdę o Wenezueli. Atak na Polaka skomentowała również organizacja International Press Institute, która zajmuje się wolnością mediów. "IPI potępia przerażający atak i domaga się, aby sprawcy zostali pociągnięci do odpowiedzialności" - napisano.