Agnieszka Maj, Interia: Czy brexit zaszkodzi Pańskiej firmie? Piotr Kubalka: - Już nam szkodzi. Specjalizujemy się nie tylko w obsłudze księgowej, ale także w sprowadzaniu polskich firm do Wielkiej Brytanii. Współpracujemy z ambasadami polską i brytyjską. Teraz głównym problem jest to, że ten rynek coraz bardziej się kurczy, coraz mniej polskich firm powstaje w Wielkiej Brytanii. W 2018 roku mieliśmy o wiele mniej nowych klientów niż w poprzednich latach. Nowe biznesy nie są tu teraz otwierane, ponieważ nie wiadomo, co będzie jutro. Do brexitu miało dojść 29 marca, został przesunięty, ale nadal nic nie wiemy: np. jakie będą stawki podatkowe, cła. Wszyscy czekają na te informacje. Kiedy w końcu dojdzie do brexitu, pojawią się kolejne niewiadome. Jeśli dojdzie do brexitu bez umowy będzie Pan kończył działalność w Wielkiej Brytanii? - Nie wiem jeszcze. Nikt do końca nie rozumie tego, co się tu dzieje. W przypadku polskiej emigracji nie chodzi o to, czy nam ktoś pozwoli tu zostać, czy nie. Pytanie, czy będzie się to nam opłacało. Jeśli dalej będzie tu można dobrze zarobić, to obojętnie jakie będą zasady, ludzie tu zostaną. Jeśli nie - to wymiecie wszystkich, łącznie ze mną. Pracuję tu od 20 lat. Większość moich klientów to ludzie, którzy coś tutaj osiągnęli, mają stabilizację finansową. Jesteśmy już jednak zmęczeni. Jeśli ten kraj się zawali, nie będzie go kto miał odbudowywać. Główny powód wyjazdu jest taki, że ludzie po prostu mają dosyć. Mają dosyć niepewności ws. brexitu? - Przez ostatnie 20 lat codziennie pracuję po kilkanaście godzin, moi znajomi podobnie. Teraz chcemy już żyć spokojnie i normalnie, a nie pokonywać kolejne wyzwanie w postaci brexitu. Większość ludzi, którzy tu coś osiągnęli, nie chce już pokonywać tej przeszkody. Tym bardziej, że kiedyś była duża różnica pomiędzy zarobkami w Polsce i tutaj, teraz jednak się to trochę zmieniło. Moi koledzy mówią, że kiedy porównują zarobki w Niemczech czy Norwegii to Wielka Brytania staje się coraz mniej atrakcyjna. Dlatego wielu z nich wyjeżdża. Jeden z nich np. wyjechał na Bali, aby tam poukładać swoje życie. Część myśli o przeprowadzce do Australii, Nowej Zelandii czy Kanady. Polacy wyjeżdżają także z powodu stosunku do emigrantów? - Nie, my tu nie mamy z tym problemu. Wszyscy w Londynie są skądś. Nie ma tu getta polskiego, a Polacy są społecznością, która ma dużą wartość. Wiele osób dokonało już tutaj tego, czego chciała, a brexit jest pretekstem, aby coś zmienić w swoim życiu i np. wyjechać. Jednak w Wielkiej Brytanii dalej jest prościej robić biznes niż w Polsce. - Tak, dlatego osoby, które prowadziły tu firmy do Polski wracają raczej na długie wakacje, a nie po to, aby prowadzić biznes. Płacenie składek ZUS-u, setki kontroli - to są rzeczy, które zniechęcają do zakładania firmy w Polsce. Jakie branże mogą najbardziej ucierpieć w wyniku brexitu? - To dopiero zobaczymy. Przede wszystkim branże, które opierają się na eksporcie towarów. Nie wiadomo jaki będzie kurs funta. Należy się spodziewać, że raczej spadnie. Więc może się okazać, że nie będzie się opłacało kupować towarów w UE i sprowadzać ich tutaj. Nie wiadomo, czy będą stawki celne. Słyszałem, że przez rok Wielka Brytania nie będzie naliczała cła na żadne towary. Produkcja w tym kraju padnie, jeśli wszystko będzie sprowadzane z zagranicy bez cła. Kolejną sprawą jest przepustowość Dover. Codziennie przez tę granicę przejeżdża 12 tys. ciężarówek i nie ma alternatywnej drogi. Żaden inny port nie jest na to przygotowany. Jeśli będą więc stawki celne i będzie trzeba odprawić 12 tys. ciężarówek to nastąpi totalne zakorkowanie tego miejsca. Twarda wersja brexitu spowoduje to, że ten kraj będzie zmierzał do zapaści. Ale inni mówią, że przez dwa lata będzie chaos, a potem wszystko się ureguluje i Wielka Brytania będzie kwitnąć. - Nie znam faktów, które by to potwierdzały. Przepustowość Dower nie zostanie poprawiona w ciągu dwóch lat, prawdopodobnie trzeba będzie wybudować drugi port. Brexit to duży szok dla gospodarki. Gdyby był przemyślany i gdyby trzy lata wcześniej rząd powiedział, jakie będą stawki podatkowe, to być może miałoby to sens. Problem jednak polega na tym, że brexit nie jest przygotowany, to totalny chaos. Cała gospodarka rozwijała się tu jako część Unii i Europejskiej i nagle trzeba wszystko zmienić o 180 stopni. W parlamencie toczą się rozgrywali partyjne i nikt nie myśli o przyszłości Wielkiej Brytanii, tylko o tym, aby rządzić przez następną kadencję. Niektórzy mówią, że na brexicie zyskają lokalne brytyjskie firmy, które pozbędą się konkurencji z UE. Zgadza się Pan z tym? - Jedynym rozwiązaniem jest zrobienie z tego kraju raju podatkowego, wprowadzenie naprawdę bardzo dużych ulg, obniżenie podatków co najmniej o połowę. Wtedy mogłyby dobrze prosperować tu firmy, które nie opierają się na przepływie towarów, np. z branży IT. Czy jednak w interesie tego kraju jest stać się rajem dla kapitału spekulacyjnego? To piąta gospodarka na świecie. Usunięcie z obiegu UE tak dużego organizmu spowoduje perturbacje w Europie i na świecie, które trudno jest teraz przewidzieć. Brytyjczycy podpiszą umowy z innym krajami, które uregulują handel. - Wielka Brytania nie ma obecnie żadnej umowy z innymi krajami. Będzie je musiała negocjować. Teraz Wielka Brytania jest na kolanach i nie ma dobrej pozycji negocjacyjnej, każdy kraj będzie chciał to wykorzystać. Tymczasem Wielka Brytania nie potrafi negocjować co pokazują rozmowy z UE dotyczące umowy o wyjściu. Jakiego rozwiązania chciałby Pan ws. brexitu? - Mam nadzieję, że do niego nie dojdzie, że politycy zrozumieją, jakie mogą być jego konsekwencje.