Kazakiewicz przypomniał w poniedziałek, że są to oficerowie z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej, spoczywający na cmentarzysku ofiar NKWD w podkijowskiej Bykowni. - Te szczątki (Polaków z listy katyńskiej) tam są. Może być ich dwóch (szczątki dwóch osób), może być i 200, ale są - powiedział Kazakiewicz w telewizyjnej dyskusji o zaangażowaniu polskiej Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM) w poszukiwania ofiar NKWD w bykowniańskim lesie. Zdaniem Kazakiewicza oczekiwana prośba strony polskiej zakończy spekulacje na temat legalności poszukiwań, prowadzonych w Bykowni przez ukraińską komisję międzyresortową i ekipę ROPWiM. Przeciwko badaniom występuje ukraiński Instytut Pamięci Narodowej. Jego wiceszef, obecny w studiu stacji telewizyjnej Kanał 5. Roman Krucyk twierdzi, że ROPWiM planuje wznieść na cmentarzysku własny pomnik Polaków, zamordowanych przez NKWD. Ma to nastąpić jeszcze w tym roku, a według niepotwierdzonych informacji uzyskanych przez PAP, może nawet do końca września. - Dopóki nie będzie planu zagospodarowania tych terenów, żadne pomniki nie będą tam stawiane. W Bykowni będzie pomnik wszystkich narodowości, które są tam pochowane. Znajdzie się tam miejsce i dla Polaków, ale żadnego wyróżniania jakiejkolwiek narodowości nie będzie - oświadczył Krucyk w niedawnej rozmowie z polskimi dziennikarzami. Kierowane przez Krucyka stowarzyszenie "Memoriał" zwróciło się wcześniej do prezydenta Ukrainy, Wiktora Juszczenki z prośbą o wyjaśnienie sytuacji wokół prowadzonych przez ROPWiM poszukiwań w Bykowni. - Efektem niezgodnych z prawem prac poszukiwawczych w Bykowni może być zaostrzenie stosunków między Polską a Ukrainą. Może dojść do powtórki problemów wokół (otwarcia) Cmentarza Orląt Lwowskich i dlatego, by tego uniknąć, poszukiwania w Bykowni muszą być prowadzone zgodnie z literą prawa - powiedział Krucyk, komentując treść listu do szefa państwa. Wiceszef ukraińskiego IPN ma za złe Polakom, że pochowanych pod Kijowem rodaków określają mianem ofiar z "ukraińskiej listy katyńskiej". Według Krucyka określenie to może wskazywać, że sprawcą zbrodni na Polakach byli Ukraińcy. Ukraiński IPN chce ponadto, by działania w Bykowni były uzgadniane z nim, a nie z komisją międzyresortową Kazakiewicza. Opiekę nad cmentarzyskiem sprawuje IPN - przypomina Krucyk. Stanowisko ukraińskiego rządu w tej sprawie wyłożył w dyskusji w Kanale 5. Dmytro Tabacznyk, wicepremier w rządzie Wiktora Janukowycza. - Zarówno (ukraiński) IPN, jak i komisja międzyresortowa podlegają Radzie Ministrów Ukrainy. Jeśli któryś z szefów tej instytucji nie zna treści umów międzynarodowych (z Polską), powinien uzupełnić braki w wiedzy - powiedział Tabacznyk pod adresem Krucyka. Informacje o masowych grobach w Bykowni pojawiły się pod koniec lat 80. Badania przeprowadzone w latach 2001-2004 wykazały, że jest to największy na Ukrainie cmentarz ofiar komunizmu. Liczbę pochowanych szacuje się na 100-120 tysięcy. Władze ukraińskie poinformowały polski IPN, że w Bykowni odnaleziono także szczątki polskich oficerów, wziętych do niewoli po napaści ZSRR na Polskę w 1939 roku i rozstrzelanych w 1940 r. Polscy specjaliści przystąpili do prac poszukiwawczych latem zeszłego roku; dokonano wówczas rozpoznania półtora hektara terenu. Efektem trzymiesięcznych badań było 195 odnalezionych grobów ze szczątkami ofiar NKWD, w tym 21 zbiorowych mogił Polaków z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej. Lista ta zawiera niemal 3,5 tys. nazwisk obywateli Polski, więzionych przez NKWD na zachodniej Ukrainie. Wszyscy oni znaleźli się w aresztach i więzieniach NKWD, utworzonych przez administrację radziecką na terenach dawnej Rzeczpospolitej, włączonych do ZSRR po napaści na Polskę z 17 września 1939 roku. Na podstawie rozkazu Ławrentija Berii o rozładowaniu więzień NKWD zachodnich obwodów obecnej Ukrainy i Białorusi z 22 marca 1940 roku, Polacy zostali przewiezieni do więzień centralnych obwodów ZSRR w Kijowie, Charkowie, Chersoniu i tam zamordowani wiosną 1940 roku. Na tzw. ukraińskiej i białoruskiej liście katyńskiej figuruje ogółem 7,3 tys. Polaków. W Bykowni znajdują się szczątki części z 3.435 Polaków - m.in. oficerów, policjantów i urzędników - z listy ukraińskiej. Wśród miejsc, gdzie mogą być szczątki zamordowanych Polaków z listy białoruskiej, wymienia się m.in. Kuropaty pod Mińskiem.