Ambasador powiedział portalowi, że chciałby, aby dzieci z polskiej mniejszości na Białorusi miały możliwość - tak jak dotąd - zdawania egzaminów w ojczystym języku. "W Polsce jest obowiązek zdawania egzaminów w języku państwowym, ale dzieci, które należą do mniejszości narodowych, mogą każdy egzamin w polskiej szkole zdawać w swoim języku (...) Jesteśmy dumni z tego systemu" - powiedział Pawlik, dodając, że chciałby, by podobną decyzję podjęto na Białorusi, gdzie trwa obecnie dyskusja na temat poprawek do kodeksu edukacji. Białoruscy Polacy z nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi sprzeciwiają się planom wprowadzenia w szkołach mniejszości narodowych, w tym w dwóch polskich szkołach na Białorusi, obowiązku nauczania szeregu przedmiotów oraz zdawania egzaminów końcowych w językach państwowych: białoruskim lub rosyjskim. Pytany o kwestię ograniczenia przez MSZ finansowania emitującej przez satelitę na Białoruś telewizji Biełsat, Pawlik podkreślił, że "są to kwestie omawiane nie w Mińsku, a w Warszawie - pomiędzy MSZ Polski i telewizją". Odnosząc się do doniesień medialnych, że w zamian za zmniejszenie wsparcia polskiego rządu dla Biełsatu Mińsk miałby dopuścić inne polskie kanały do białoruskich kablówek, dyplomata podkreślił, że "kwestia Biełsatu jest zupełnie oddzielnym tematem, w sprawie którego decyzje zapadają wyłącznie w Warszawie". "Jeśli zaś chodzi o dopuszczenie polskiego kanału do białoruskich sieci kablowych, to Polska jest zainteresowana powrotem do sytuacji z lat 2007-2008 - przywróceniem TVP Polonia lub TVP Kultura do części kablówek, przede wszystkim na terenach, gdzie mieszkają Polacy, lub szerzej - jeśli Białorusini będą chcieli je oglądać" - oświadczył Pawlik. Nie zdradzając szczegółów, Pawlik powiedział, że polska ambasada prowadziła "konkretne działania polityczne", by pomóc dziennikarzom telewizji Biełsat na Białorusi, gdy znalazła się ona "w sytuacji kryzysowej". Na fali wiosennych protestów w kraju doszło m.in. do przeszukań i zatrzymań pracowników kanału. Samych protestów ani reakcji białoruskich władz Pawlik nie komentował, odsyłając do oświadczeń wydanych w tej sprawie przez polskie MSZ. Ocenił jedynie, że "wzrost napięcia nikogo nie cieszy i wywołuje uzasadnione pytania". "Dzisiaj z zadowoleniem obserwujemy, że sytuacja stopniowo się uspokaja, chociaż nie wszystkie problemy zostały rozwiązane. Uregulowanie tej sytuacji i powrót do sytuacji z ubiegłego roku jest w interesach samej Białorusi" - powiedział. Pawlik ocenił również, że wznowienie kontaktów między parlamentami obu krajów pozwala na prowadzenie dialogu w ważnych dla Polski sprawach, np. dotyczących sytuacji białoruskich Polaków czy edukacji. "W procesie (dialogu między parlamentami - PAP) uczestniczą różne partie, a to oznacza, że w (polskim - PAP) parlamencie jest konsensus w tej sprawie" - podkreślił ambasador. Zauważył przy tym, że stało się to możliwe dzięki "wejściu w proces normalizacji, który rozpoczął się od wizyty w Mińsku ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego" w marcu ub. roku. "Pół roku wcześniej w Polsce zmieniła się władza, pojawił się nowy rząd. Sytuacja ogólna na Białorusi - relacje z UE i z Polską, to wszystko wpłynęło na rozpoczęcie dialogu międzyparlamentarnego" - powiedział Pawlik. Jak przypomniał, również na Białorusi odbyły się we wrześniu 2016 r. wybory parlamentarne. "Widzimy pewne, może nie tak duże, ale jednak zmiany w parlamencie. Znalazły się w nim niezależne deputowane - Hanna Kanapacka, Alena Anisim". Podkreślił, że polscy posłowie rozmawiają nie tylko z białoruskim parlamentem, ale także z kręgami niezależnymi, opozycją, organizacjami pozarządowymi. Mówiąc o zaplanowanych na wrzesień rosyjsko-białoruskich manewrach wojskowych Zapad-2017, Pawlik oświadczył, że "dla Polski jest ważne, żeby odbywały się one maksymalnie przejrzyście". "Kiedy w ubiegłym roku w Polsce odbywały się duże manewry NATO Anakonda, zaprosiliśmy i białoruskich, i rosyjskich obserwatorów, którzy mogli śledzić ich przebieg praktycznie codziennie. Liczymy na wzajemność" - zaznaczył. Ambasador zwrócił także uwagę, że toczący się na poziomie "instytucji państwowych i naukowców" dialog historyczny to "długa droga". "Według informacji IPN i innych instytucji ok. 3 700 spośród ponad 22 tys. polskich ofiar zbrodni katyńskiej rozstrzelano i pochowano na terytorium Białorusi. Przede wszystkim interesuje nas znalezienie tych ludzi - ich dokumentów i archiwów. Następnie - badania i prace ekshumacyjne, a także przeprowadzenie śledztw w tych sprawach" - mówił Pawlik. Według oficjalnych informacji w białoruskich archiwach nie ma tzw. listy katyńskiej. "Już dwa razy na polecenie prezydenta przeszukaliśmy wszystkie archiwa, w tym archiwa służb specjalnych, i chcę jednoznacznie powiedzieć, że w naszych archiwach takiej listy nie ma" - mówił w październiku minister spraw zagranicznych Białorusi Uładzimir Makiej w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". W opinii ambasadora RP "między narodami Polski i Białorusi nie ma trudnych kwestii historycznych". "Ciężkie momenty historyczne, których doświadczyliśmy, nie zostały stworzone przez nas. Był to efekt polityki reżimów totalitarnych - okupacji nazistowskiej i represji stalinowskiego ZSRR" - wskazał. Z Mińska Justyna Prus