Mimo że gabinet Olafa Scholza zrezygnował z planów obciążenia rolniczych maszyn podatkiem drogowym i przesunięcia daty obcięcia subwencji na olej napędowy, dziesiątki tysięcy farmerów wyjechało ciągnikami na ulice większości niemieckich miast. Wszystko wskazuje na to, że będzie to nie tylko gorący miesiąc, ale i cały rok. W 2024 roku kończy się wiele tzw. umów taryfowych pomiędzy związkami zawodowymi a pracodawcami, co oznacza, że strajki staną się w Niemczech codziennością. Na środę swój trzydniowy protest zapowiedzieli kolejarze. Niemcy. Protesty rolników uderzą też w Polskę Ruch na niemieckich ulicach ma być w poniedziałek dosłownie sparaliżowany. Rolnicy już w niedzielę wieczorem rozpoczęli pierwsze przygotowania do blokad. Karawany ciągników pojawiły się także w okolicach polsko-niemieckiej granicy, w okolicach Zgorzelca, gdzie rolnicy blokować będą autostradę A4. O 9 na dwie godziny zablokowane zostanie przejście graniczne w Lubieszynie koło Szczecina. Ale skutki tego protestu będą widoczne przez cały dzień, bo blokady mają się pojawiać sukcesywnie na kilku lokalnych drogach w okolicach tego przejścia granicznego. Rolnicy chcą również protestować na wyspie Uznam i blokować wjazdy oraz zjazdy z autostrad łączących Szczecin i Świecko z Berlinem. Takich blokad ma być bardzo dużo. W niedzielę wieczorem pierwsze rolnicze maszyny pojawiły się także w Berlinie w okolicach Bramy Brandenburskiej. Najazd rolników planowany jest na wszystkie stolice niemieckich landów. Choć gorący protest zapowiedziano na poniedziałek, to jednak rolnicy zamierzają prowadzić podobne akcje przez cały tydzień, a na przyszły poniedziałek szykują wielki protest w Berlinie, przy okazji rozpoczynających się 15 stycznia targów rolnictwa i żywności Zielony Tydzień. Protest w Niemczech. Olaf Scholz ma wielki problem Rolnicy są wściekli, a tą złością niemieckie służby obserwują radykalizację tych protestów, do których mieszają się skrajnie prawicowi populiści z Alternatywy dla Niemiec. Antyrządowe protesty są dla AfD jak woda na młyn, tym bardziej, że w tym roku w trzech wschodnioniemieckich landach odbędą się regionalne wybory, a popularność tej partii przebiła już 30. procentowy próg. Policja obawia się, że mimo, iż Zrzeszenie Niemieckich Rolników dystansuje się od AfD, a na ulicach pojawiać się będą grupy, które będą chciały prowadzić akcje, mające doprowadzić do przewrotu niemieckiego rządu. W ubiegłym tygodniu grupa farmerów próbowała wtargnąć siłą na pokład promu, gdzie znajdował się niemiecki wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck. Dosłownie w ostatniej chwili udało się zapobiec eskalacji sytuacji, prom z wicekanclerzem musiał wszystko opuścić port. Agresywne zachowanie demonstrantów spotkało się z krytyką większości niemieckich polityków, którzy nawołują do pokojowych protestów. Niemiecki rząd cofnął w ostatnich dniach swoje plany wprowadzenia podatku drogowego dla pojazdów używanych przez rolników, zdecydował również, że subwencje na zakup oleju napędowego będą stopniowo wycofywane do 2026 roku. Na więcej zmian nie ma szans - twierdzą ministrowie Olafa Scholza. Tego nie chcą słuchać niemieccy rolnicy, wspierani przez tutejszych spedytorów i zapowiadają masowe protesty. Niemcy. Protesty nie tylko rolników. Na ulicach kolejne grupy Wszystko wskazuje na to, że niemiecki rząd stanie w tym roku przed wielkim problemem. Bo na ulice chcą wyjść w tym roku również inne grupy zawodowe, które z jednej strony zamierzają walczyć o podwyżki, a z drugiej strony zamierzają pokazać swoje niezadowolenie w związku z planowanymi oszczędnościami, które wydają się nieuniknione. W listopadzie ubiegłego roku tutejszy Trybunał Konstytucyjny zakwestionował plany niemieckiego rządu, który chciał przesunąć środki z funduszu przeznaczonego na walkę z pandemią, do funduszu tzw. transformacji energetycznej. Tym samym z budżetu wyparowało 60 mld euro. Zamieszenie z pieniędzmi jest tak duże, że do dziś niemiecki rząd nie przyjął budżetu na obecny rok. Grudniowe głosowanie w parlamencie nad budżetem federalnym zostało przesunięte na styczeń, co oznacza, że Niemcy w Nowy Rok weszli z tzw. budżetem awaryjnym. W tym tygodniu Niemcy czeka jeszcze jedno duże wydarzenie. Trzydniowy protest zapowiedzieli kolejarze, którzy w ubiegłym miesięcy w wewnętrznym referendum zgodzili się na przeprowadzenie bezterminowego stajku. Na razie nie jest on planowany, ale do czasu, kiedy związek zawodowy maszynistów GDL nie dojdzie do porozumienia z zarządem Deutsche Bahn, Niemcy muszą się przygotować na kilkudniowe protesty. Związek zawodowy GDL domaga się przede wszystkim 35- a nie 38-godzinnego tygodnia pracy przy takiej samej stawce, na co Deutsche Bahn nie chce się zgodzić, tłumacząc to przede wszystkim problemami z wykwalifikowaną kadrą. Z Berlina dla Interii Tomasz Lejman ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!