Decyzje w sprawie gazociągu Nord Stream 2 kładą się cieniem na stosunkach Berlina i Warszawy, ale w czasach - jak wydaje się - oczekiwania na kolejny kryzys, jak nigdy przydałaby się dobra współpraca Warszawy i Berlina, Berlina i Warszawy oparta na wzajemnym zrozumieniu. I nawet jeśli niedawna (i ta bardzo komentowana w Polsce) berlińska wizyta prezydenta Andrzeja Dudy nie rzuciła jaśniejszego światła na obustronne relacje, to kolejna okazja już za chwilę - 2 listopada do Warszawy przyjeżdża bowiem kanclerz Angela Merkel z całym niemieckim rządem. Jak to było w Berlinie Gdyby z berlińskiego spotkania wyjąć opisane już na wiele sposobów żarówki, sprawę radiowych informacji i reformę sądów (nie ustalimy w tym miejscu, jakie były warunki debaty postawione przez kancelarię prezydenta i czy organizatorzy je złamali), to - a piszę to z perspektywy uczestnika tego wydarzenia - można byłoby potraktować je jako próbę faktycznej odpowiedzi na tytułowe pytanie z debaty: "1918-2018: Historia z przyszłością?". Zresztą sam prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier zaczął od tego, że "życząc sukcesów Europie, powinniśmy skreślić na koniec debaty ten znak zapytania". Zastrzegł jednocześnie na wstępie, że historyczne doświadczenia obu krajów powinny ułatwić rozwiązywanie obecnych problemów, choć jego zdaniem, w Niemczech nie ma świadomości, jak długo Polska musiała walczyć o swoją państwowość. Według Steinmeiera wartością nadrzędną jest wzajemny dialog, także prezydentów sąsiednich państw Zgodził się z tym także prezydent Andrzej Duda, podkreślając, że gdyby wszyscy w Europie mieli świadomość polskich losów, to może łatwiej "zrozumieliby znaczenie polskiej wrażliwości, nieraz upartości". Przypomniał rozdarcie zaborcze Polski, cud odzyskania wolności z 1918 roku i przypomniał, że "kiedy w Europie pojawiały się tendencje ku koncertowi mocarstw, dla Polski kończyło to się źle". - Polacy czują, kiedy ktoś chce im coś narzucić, Polacy nie lubią, jak ktoś podejmuje decyzje poza nimi - stwierdził Andrzej Duda. - Dlatego widzimy UE jako unię równych państw, niezależnie od liczby ludności i potencjału. Te (wielkie - red.) kraje nie mogą narzucać swojej woli innym - kontynuował polski prezydent. Następnie bronił forsowanej przez rząd reformy sądownictwa, która napotkała na krytykę na Zachodzie i doprowadziła do reakcji Trybunału Sprawiedliwości UE. Steinmeier przypomniał zaś, że "mówiąc o UE, nie możemy czynić tak, jakby UE chciała uzyskać władzę nad nami. To przecież wspólnota państw, do której przystąpiliśmy na znanych warunkach i wspólnota dla naszego dobra". Podkreślił też, że zarówno takie kraje jak Malta czy Cypr, ale także Polska i Niemcy mają po jednym głosie w Radzie Europejskiej. Wyraził też nadzieję, żeby "na Unię nie patrzyć z perspektywy ofiar UE, bo to poszczególne kraje są uczestnikami poszczególnych decyzji". Wtedy Andrzej Duda wskazał na możliwe wątpliwości Brytyjczyków, które doprowadziły jego zdaniem do Brexitu. - A może dlatego (tak się stało - red.), że Brytyjczycy nigdy nikomu nie musieli podlegać, nikomu się podporządkowywać? Być może to kwestia mentalności? - zastanawiał się polski prezydent. - Instytucje unijne starają się rozszerzyć swoje kompetencje. (...) Mam poczucie, że w ramach Unii mamy za mało wolności - dodał. Co się liczy i liczyć mocniej będzie W przededniu 15. rocznicy wspólnej obecności w Unii Europejskiej to właśnie temat surowcowy jest mocnym obciążeniem w relacjach politycznych pomiędzy obecną koalicją rządową w Warszawie a Berlinem. Oczywiście każdą nadarzającą się okazję trzeba wykorzystywać, żeby pytać zachodniego sąsiada, na ile w budowie solidarności europejskiej mieści się Nord Stream 2. Głosy polityków obecnych na 19. Polsko-Niemieckim Forum wskazują, że nie spodziewają się oni szybkich i jednoznacznych rozstrzygnięć w tej kwestii. Swoim torem na szczęście jedzie biznes, czego efektem jest dynamicznie rosnąca wymiana handlowa pomiędzy oboma krajami. W 2017 roku z 206,6 mld euro polskiego eksportu (165,5 mld euro to UE), 56,8 mld euro (63,7 mld dol.) przypadło na Niemcy (27,5 proc.). Wartość importu wyniosła 47,7 mld euro (53,5 mld dol). Dla porównania w 2003 roku polski eksport wyniósł 17,3 mld dol. a import 16,6 mld dol. To pokazuje drogę jaką przeszliśmy w rozwoju relacji handlowych i biznesowych - za Odrą działa około 1000 polskich firm. Na liście najważniejszych partnerów handlowych Niemiec Polska zajmuje teraz 7. miejsce, wobec 12. w 2005 roku. O sile tych relacji i zmieniających się miejscach na gospodarczej scenie świadczą też plany polskiego rządu. Jak zapowiedziała w wywiadzie dla Interii przed kilkoma dniami minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, w pierwszym kwartale 2019 r. odbędzie się polsko-niemieckie forum biznesowe, którego jednym z tematów będzie przejmowanie niemieckich firm przez polskich przedsiębiorców. Tak, polski biznes inwestuje za Odrą. W obliczu niemieckich problemów z sukcesją, to się zresztą już dzieje - wieluński Wielton kupił producenta naczep Langendorf, a krośnieńska Grupa Nowy Styl przejęła producenta krzeseł i mebli biurowych Rohde&Grahl. Z uwagi na znaczenie niemieckiego rynku, polscy przedsiębiorcy z ogromną uwagą śledzą kondycję wielkiej gospodarki za naszą zachodnią granicą. A tam projekcje koniunktury są gorsze niż jeszcze kilka miesięcy temu. Niedawno rząd w Berlinie ściął prognozę wzrostu PKB Niemiec na przyszły rok do 1,8 proc., z wcześniej szacowanych ponad 2 proc. Spowolnienie w niemieckiej gospodarce przychodzi więc w momencie, gdy na europejskiej agendzie trudnych tematów nie brakuje. Wśród nich są przecież brexit i kryzys w strefie euro, widoczny choćby z włoskiej perspektywy, ale także migracje i bezpieczeństwo w Europie. W maju przyszłego roku odbędą się też wybory do europarlamentu, które mogą przynieść umocnienie się sił - delikatnie mówiąc - nie wspierających europejskiej integracji. Przetasowania na europejskiej scenie politycznej widać choćby w niemieckich wyborach lokalnych. W takich okolicznościach szczególnie ważne wydaje się dziś budowanie europejskich sojuszy z tymi, którym na utrzymaniu europejskiej wspólnoty i dobrym sąsiedztwie zależy. Także w trudnych dla nich chwilach. Już dziś przecież kolejny test - tym razem w Hesji - przed Angelą Merkel. W takich momentach o współpracę i uznanie polskich racji może być łatwiej. Tym bardziej, że jest wiele spraw łączących Warszawę z Berlinem: kwestie bezpieczeństwa, dyscyplina finansów publicznych, dalsze rozszerzanie Unii na Bałkany czy wreszcie brexit. W tle są oczywiście kwestie reparacji, podnoszone przez część polityków rządzącego nad Wisłą obozu. Pytanie, z kim dziś możemy budować mocniejszą wspólnotę w Europie? W sytuacji, gdy prezydent Francji wskazuje Polskę i Węgry jako symptomy kryzysu demokracji (o sprawie caracali Francuzi zapewne dotąd nie zapomnieli), o ożywioną współpracę, np. w ramach Trójkąta Weimarskiego, łatwo nie będzie. Ale - wracając znów do spotkania w Berlinie - dyplomacja zasługuje jednak na inny styl i znacznie poważniejsze podejście do przyszłości europejskiej wspólnoty. Choćby z racji 467 kilometrów granicy z Niemcami i tego tysiąca polskich firm kooperujących za Odrą. Ale tak naprawdę w interesie nas wszystkich, przyszłości Polski i Europy. Paweł Czuryło, Interia