Przebywający w szpitalu w Liverpoolu od grudnia 2016 r. Alder Hey cierpi na ciężką, niezdiagnozowaną dotąd chorobę neurologiczną, która - jak ocenili brytyjscy lekarze - doprowadziła do nieodwracalnych i "katastrofalnych" zmian w mózgu, wykluczających nie tylko powrót do zdrowia, ale jakiekolwiek znaczące przedłużenie życia. W poniedziałek wieczorem został odłączony od aparatury podtrzymującej życie, ponieważ opiekujący się nim zespół medyczny, który reprezentuje przed sądem interesy chłopca, ocenił, że zmiany w mózgu pozbawiły go zmysłów wzroku, słuchu, smaku i czucia, a dalsza terapia "nie jest w jego najlepszym interesie" i może być nie tylko "daremna", ale także "nieludzka". Zgodnie z brytyjskim prawem, lekarze występują jako reprezentanci interesów dziecka, które nie zawsze muszą być zbieżne z opinią rodziców. W środę brytyjski sąd apelacyjny odrzucił apelację rodziców od decyzji sądu niższej instancji o zaprzestaniu podtrzymywania chłopca przy życiu i braku zgody na przewiezienie go do Włoch. Zbadała chłopca na prośbę rodziców Dr Pałgan wyjaśniła w rozmowie z PAP, że choć nigdy nie była lekarzem prowadzącym chłopca, w styczniu 2018 r. zbadała go na prośbę rodziców, którzy - po wystąpieniu szpitala do sądu o odłączenie dziecka od aparatury podtrzymującej oddychanie - postanowili zasięgnąć opinii innych lekarzy. Dodała, że dziecko badali również lekarze z Niemiec i USA oraz druga lekarka z Polski. Wyjaśniła, że Alfie cierpi na ciężką niezdiagnozowaną chorobę neurodegeneracyjną mózgu. "To jednak nie znaczy, że dzieci cierpiące na takie choroby nie mają prawa do opieki paliatywnej aż do naturalnej śmierci" - oceniła dr Pałgan. W jej opinii terapia, której poddawany jest Alfie, "nie nosi znamion uporczywej terapii". Jak argumentowała, dziecko nie odczuwa bólu, nie cierpi, a odłączenie go od aparatury wykazało, że jest w stanie oddychać samodzielnie. "Na pewno też zasługuje na podjęcie próby dalszego diagnozowania" - dodała. "Alfie nie jest dzieckiem umierającym" Dr Pałgan przyznała, że opieka medyczna w Wielkiej Brytanii jest na najwyższym poziomie, a sytuacja, w jakiej znalazł się Alfie, najprawdopodobniej wynika z "różnic w podejściu etycznym i prawnym". "W Polsce dzieci takie jak Alfie przebywają w szpitalu lub w hospicjum, i niezaprzeczalne jest, że jemu także taką opiekę powinno się zapewnić" - podkreśliła. Zdaniem lekarki, Alfie "nie jest dzieckiem umierającym". "Gdyby tak było, to po odłączeniu od aparatury oddychałby najwyżej kilka godzin, a przecież wciąż żyje" - wyjaśniła. Dr Pałgan podkreśliła, że Alfie "ma kontakt z rodzicami". "Chłopiec reagował na głos ojca i jego dotyk, otwierał oczy, potrafił ssać smoczek, zaciskał powieki, cofał kończyny przy ucisku. To było widoczne. Ponadto rodzice twierdzili, że mają z synem kontakt emocjonalny" - zapewniła lekarka. "Rodzice mają prawo decydować" Dodała, że - jej zdaniem - rodzice mają pełne prawo do decydowania o losie dziecka. "W Polsce rodzic może zdecydować, czy chce leczyć dziecko w tym czy innym szpitalu. Nie wiem, jak wygląda prawo angielskie, ale moim zdaniem ochrona życia to podstawowe prawo każdego człowieka i rodzice Alfiego mają prawo walczyć o jego życie i dalszą opiekę medyczną" - podkreśliła. Zaznaczyła, że nie rozumie argumentu sądu, że przeniesienie dziecka do watykańskiego szpitala nie leży w jego interesie. "W najlepszym interesie dziecka jest ratowanie jego życia. Jak można mówić o najlepszym interesie i jednocześnie o przerwaniu jego życia? Nie rozumiem tego. Medycyna współczesna daje olbrzymie możliwości niesienia ulgi chorym cierpiącym na nieuleczalne choroby, więc jako lekarze jesteśmy zobowiązani zapewnić każdemu choremu taką opiekę, a nie go uśmiercać" - stwierdziła dr Pałgan. Interwencja papieża Franciszka Sprawie Alfiego Evansa spotkała się z żywym odzewem na świecie. Głos zabrał m.in. papież Franciszek - na jego koncie na Twitterze pojawiły się słowa: "Poruszony modlitwami i wielką solidarnością okazaną małemu Alfiemu Evansowi ponawiam mój apel o to, aby wysłuchano cierpienia jego rodziców i by zapewniono im możliwość podjęcia nowych prób leczenia". Na polecenie papieża, który w ubiegłą środę przyjął na audiencji ojca Alfiego, starania o uratowanie dziecka podjęła znana włoska placówka pediatryczna. Włoskie ministerstwo spraw zagranicznych zdecydowało w poniedziałek wieczorem o pilnym nadaniu mu włoskiego obywatelstwa i zapewniło o gotowości przewiezienia go do tego kraju w dowolnym momencie. Odrzucona w środę apelacja rodziców chłopca uniemożliwia taki transport. Brytyjski sąd przychylił się do opinii lekarzy, że taki ruch byłby zbyt niebezpieczny dla zdrowia dziecka. Możliwe byłoby jedynie przewiezienie go do domu lub do hospicjum. Sędzia podkreślił, że Alfie "powinien otrzymać opiekę w ostatnich dniach, czy godzinach, jakkolwiek długo to będzie trwało, w hospicjum, w domu lub na szpitalnym oddziale", prosząc zespół medyczny szpitala o to, aby "kreatywnie i ambitnie, nawet jeśli to daremna nadzieja, rozpatrzył wszystkie opcje". Ojciec oskarża lekarzy W środę ojciec dziecka zadeklarował, że po spotkaniu z lekarzami rodzice będą prosić o możliwość wypisania go do domu. "Alfie nie potrzebuje dłużej intensywnej opieki medycznej. Leży na łóżku i otrzymuje do płuc litr tlenu - cała reszta to on (praca jego organizmu - PAP)" - powiedział Tom Evans dziennikarzom. Jak ocenił, stan dziecka "nie jest cudem" i oskarżył lekarzy o błędne zdiagnozowanie chłopca, mówiąc, że "zawsze było mu trudno wierzyć w to, że to choroba neurodegeneratywna". Podkreślił, że chłopiec "cały czas walczy". Sprawa Alfiego Evansa spotkała się z żywym odzewem także w Polsce. Wsparcie dla dwulatka i jego rodziny zadeklarował m.in. prezydent Andrzej Duda. Od środy trwają manifestacje w obronie chłopca przed ambasadą Wielkiej Brytanii w Warszawie. W czwartek o godz. 17.30 modlitwę różańcową w jego intencji zapowiedziało stowarzyszenie Krucjata Młodych, natomiast o godz. 22 odbędzie się milczący protest zorganizowany przez Fundację Mamy i Taty. Temat dwulatka został też poruszony - na wniosek wicepremier Beaty Szydło - podczas czwartkowego posiedzenia rządu. Czytaj także: "O śmierci trzeba rozmawiać"