Rośnie zaniepokojenie sprawą sześciorga polskich studentów i ich wykładowczyni, którzy zostali zatrzymani przez nigeryjskie służby. Grupa poleciała na wyjazd studyjny w czwartek 1 sierpnia i miała wrócić do kraju na początku września. Ich podróż została jednak przerwana w niespokojnych okolicznościach. W czwartek część rodzin zatrzymanych zgromadziła się przed gmachem MSZ w Warszawie, by zaapelować o nagłośnienie sprawy. - Nie mamy kontaktu i tak naprawdę nic nie wiemy. Nic nam Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie powiedziało - mówiła po godzinie 13 matka jednego ze studentów afrykanistyki. Nigeria. Polscy studenci zatrzymani. "Mieli wznosić rosyjskie flagi" Kobieta przekazała w rozmowie z Polsat News, że otrzymała telefon od przedstawiciela resortu. - Na pytanie, czy jest w stanie powiedzieć gdzie oni są, powiedział, że nie, a na pytanie czy żyją powiedział, że nie może udzielić takiej informacji - podkreśliła przejęta matka. Jak dodała, ostatni raz kontakt ze swoim synem, który jest studentem II roku, miała w sobotę wieczorem, kiedy wysłał jej kilka zdjęć. - To był kurs językowy organizowany przez Wydział Orientalistyki UW - przekazała. - Nie wiadomo, jaki jest stan ich zdrowia, nie wiadomo czy są razem, czy oni w ogóle wiedzą, że ktoś poza nimi wie o tej sytuacji, nie wiemy nic od pięciu dni. Ta sytuacja jest coraz bardziej stresująca - mówiła z kolei stacji telewizyjnej przyjaciółka uwięzionych studentów. Rodziny i bliscy nie wierzą też w okoliczności zatrzymania bliskich - zaprzeczają tezie, jakoby mieli wznosić rosyjskie flagi. Po kilku godzinach przedstawiciele rodzin spotkali się z reprezentantami resortu. - Ze względu na dobro naszych dzieci nie udzielimy żadnych informacji. Nie możemy - mówiły kobiety po wyjściu z gmachu w rozmowie z dziennikarzami, nie reagując na pytania reporterów. Nigeria. Rodziny zaniepokojone sytuacją bliskich Sprawa ujrzała światło dzienne w środę, gdy agencja Reutera poinformowała, że w mieście Kano na północy Nigerii władze zatrzymały siedmiu obywateli RP. Peter Afunanya, rzecznik państwowych służb bezpieczeństwa, przekazał wówczas, że Polacy zostali ujęci "w celu zapewnienia bezpieczeństwa". Jednocześnie nie podał szczegółów, choć podkreślił, że główne działania operacyjne nie były wymierzone w polskich obywateli. W swojej depeszy agencja stwierdziła, że zatrzymani mieli wznosić rosyjskie flagi podczas protestów antyrządowych. Polscy studenci i wykładowczyni zatrzymani. MSZ i Nigeria reagują Również w środę głos w sprawie zabrał wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna. Przedstawiciel resortu zdementował, jakoby Polacy posiadali rosyjskie sztandary. - Znaleźli się w złym miejscu, w złym czasie. Nie nieśli żadnych flag, robili natomiast - jak się zdaje - zdjęcia i zostało to tak zinterpretowane. Nie zostali też osadzeni w więzieniu, przebywają w hotelu - przekazał Szejna. W czwartek Interia skontaktowała w tej sprawie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Staraliśmy się otrzymać odpowiedzi na pytania dotyczące stanu i sytuacji zatrzymanych, a także jak dokładnie wyglądają działania MSZ. Spytaliśmy również z jakich powodów - zdaniem resortu - pojawiły się informacje, jakoby studenci mieli być wyposażeni w rosyjskie flagi oraz w czyim interesie była taka wrzutka dezinformacyjna. "Placówka w Abudży została poinformowana o zatrzymaniu w mieście Kano na północy Nigerii grupy polskich studentów wraz z wykładowcą. Służba konsularna ustala z władzami miejscowymi dokładne okoliczności zdarzenia celem wsparcia polskich obywateli. Zarówno konsul jak i Ministerstwo Spraw Zagranicznych pozostają w kontakcie z rodzinami studentów. Ze względu na charakter sprawy nie udzielamy dalszych informacji na ten temat" - przekazał resort w odpowiedzi. Po południu MSZ dodał w publicznym komunikacie, że do gmachu polskiego resortu zaproszona została chargé d’affaires Ambasady Nigerii w Warszawie "celem wspólnego działania na rzecz uwolnienia grupy polskich studentów i wyjaśnienia zaistniałej sytuacji". Zwróciliśmy się również z zapytaniem do strony nigeryjskiej. Resort spraw wewnętrznych w Abudży przekazał Interii, że siedmioro obywateli RP zostało zatrzymanych "w związku z ich podejrzaną rolą w protestach i wywieszaniem rosyjskich flag". "O zdarzeniu poinformowano MSZ i Ambasadę RP. W trakcie dochodzenia placówka uzyskała zgodę na dostęp do wskazanych osób" - podkreślono. Uniwersytet Warszawski: Dobro wymaga merytorycznego wyjaśnienia Z pytaniami zwróciliśmy się również do Uniwersytetu Warszawskiego. Próbowaliśmy dowiedzieć się, czego dokładnie dotyczył wyjazd do Nigerii; czy wykładowczyni miała dotychczas doświadczenie w podróżowaniu do państw o potencjalnie podwyższonym ryzyku; w jakich okolicznościach doszło do zatrzymania; czy studenci pozostają izolowani, czy też mają ze sobą kontakt; a także czy w związku z powyższą sytuacją planują wcześniejszy powrót do Polski. "Priorytetem rektora UW jest uwolnienie studentów i wykładowczyni z naszej uczelni. Współpracujemy w tym zakresie z władzami Uniwersytetu Bayero w Kano, Ministerstwem Spraw Zagranicznych oraz polskimi i zagranicznymi służbami konsularnymi. Jesteśmy też w stałym kontakcie z rodzinami studentów" - poinformowała nas rzeczniczka UW dr Anna Modzelewska. Jak podkreśliła, "dobro studentów i ich opiekunki wymaga merytorycznego rozwiązania sprawy". Studenci wznosili rosyjskie flagi? Ekspert wskazuje na źródła dezinformacji Polegając na słowach wiceministra Andrzeja Szejny o fałszywości tezy dotyczącej rosyjskich flag, zwróciliśmy się do Jarosława Bartniczuka - eksperta ds. cyberbezpieczeństwa z Business Centre Club. Spytaliśmy specjalistę, kto może stać za tą dezinformacją, komu może na tym zależeć i dlaczego jej ofiarami padli polscy studenci oraz ich wykładowczyni. - Naturalnym źródłem, które chce wzbudzić niepokój i poróżnienie w społeczeństwie polskim, jest bezpośrednio bądź pośrednio Rosja - mówi w rozmowie z Interią specjalista. Jak wskazał, tamtejsza propaganda bardzo chce ukazać Rosję, jako kraj nieizolowany. - Przedstawienie sytuacji, w której Polacy wyrażają sympatię w stosunku do Moskwy, jest elementem przekazu dla rosyjskiego społeczeństwa, by pokazać mu, że na Zachodzie też są ludzie, którzy nie stoją po stronie Ukrainy. To nie jest oddziaływanie, które zmieni coś w geopolityce, ale ma swoje skutki wewnętrzne. Rosjanie czy Białorusini nie są w stanie zweryfikować tych informacji - wskazuje Bartniczuk. - Zwykli obywatele - czy w tym przypadku studenci - są obiektem działania rosyjskiej dezinformacji, aby przedstawić fałszywe nastroje społeczne. Próbuje się skonfrontować oficjalne stanowisko władz polskich z rzekomo realnymi odczuciami obywateli. Za pomocą takich sytuacji w Rosji opisuje się, że ludność w Polsce jest uciskana przez rządzących i przymuszana do przyjmowania państwowej narracji - tłumaczy ekspert. Rosja i dezinformacja. Propaganda Kremla wykorzystuje obywateli Rozmówca Interii wskazuje, że podobnymi argumentami posługuje się były sędzia Tomasz Szmydt, który uciekł z Polski na Białoruś, a teraz szerzy tam prokremlowską propagandę. - On mówi, że na Wschodzie jest wolność, a na Zachodzie narzucana jest narracja NATO czy UE. Mamy wprawdzie skrajne prawicowe bądź skrajnie lewicowe środowiska, które nie zgadzają się np. z polityką klimatyczną czy energetyczną, ale w propagandzie rosyjskiej z normalnego sporu politycznego robi się sferę konfliktową - mówi nam Jarosław Bartniczuk. Ekspert nie ma wątpliwości, że działania te mają swój bezpośredni związek z niezwykłą sytuacją geopolityczną, w której znaleźliśmy się po wybuchu wojny w Ukrainie. - Od dekad nie było tak realnego zagrożenia bezpieczeństwa i tak napiętych okoliczności. Można powiedzieć, że jako członek NATO jesteśmy w pośrednim konflikcie z Rosją i jej sojusznikami - podsumował rozmówca Interii. Sebastian Przybył, Paulina E. Godlewska Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na sebastian.przybyl@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!