Eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Morskich dołączą do grupy z Narodowej Rady do Spraw Bezpieczeństwa Transportu USA, którzy już starają się ustalić, co było przyczyną katastrofy. "El Faro" stracił komunikację ze Strażą Przybrzeżną w ubiegły czwartek, po zgłoszeniu, że nabrał wody, a silniki straciły moc. Teraz najważniejsza sprawa to odnalezienie tzw. czarnych skrzynek jednostki.Statki też posiadają takie czarne skrzynki, które rejestrują wszystkie ruchy statku i działania tam prowadzone. Takie rejestratory mają baterie na ok. 30 dni. Więc przez 30 dni ten rejestrator emituje sygnał, gdzie znajduje się to urządzenie. Teraz działania będą skoncentrowane m.in. też na odnalezieniu tego sygnału, na nasłuchu, gdzie ten rejestrator się znajduje. Trzeba też pamiętać, że głębokość oceanu w tym miejscu jest chyba do 4 tys. metrów. Ten sygnał może po prostu nie docierać - mówił konsul Piotr Konowrocki, który jest w drodze na Florydę. Tam mają też dotrzeć rodziny zaginionych Polaków. Rodziny wciąż wierzyły, że jadą po swoich mężów. Był cień nadziei. Dzisiaj w trakcie podróży zapewne dowiedziały się, że tej nadziei już nie ma. Także to będzie przykre spotkanie, ale jadę tam po to, żeby wesprzeć rodziny w tym trudnym momencie, pomóc na miejscu w kwestiach zarówno bytowych, jeśli będzie taka potrzeba, ale też w kwestiach prawnych czy innych, związanych z obsługą obywateli polskich, którzy przyjeżdżają tutaj - mówił konsul Konowrocki. W nocy amerykańskie służby przybrzeżne zakończyły trwającą kilka dni akcję ratowniczą. Nie ma już szans na odnalezienie żywych osób. Kontenerowiec wypłynął z portu Jacksonville na Florydzie 29 września mimo ostrzeżeń meteorologów, że Joaquin - dotychczas jedynie burza tropikalna - przybiera na sile i przekształca się w huragan. Statek o długości 240 metrów był obciążony kontenerami i samochodami. Paweł Żuchowski