- Polityka sankcji zaczyna przynosić skutki, bo po raz pierwszy reakcja Białorusi na decyzję UE jest tak nerwowa - powiedział wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Jacek Protasiewicz (PO). Dodał, że reguły gry dyplomatycznej nakazują "dokładnie taką samą odpowiedź", czyli odesłanie białoruskiego ambasadora przez Warszawę oraz ambasadora przy UE przez Brukselę, a także wdrożenie zapowiedzianych na marzec dalszych sankcji UE, o ile Mińsk "nie otrzeźwieje". - W tym wycofa się z kroków dyplomatycznych i przede wszystkim wypuści więźniów politycznych - powiedział Protasiewicz. Przyznał, że wydalenie polskiego ambasadora to reakcja na starania Polski o większe sankcje gospodarcze, w tym umieszczenie na unijnej czarnej liście oligarchy Jurego Czyża. - W Mińsku zdają sobie sprawę, że Polski nie da się obejść (...), stąd ten atak w kierunku naszego ambasadora - zaznaczył. Jego zdaniem Białoruś skazuje się na współpracę z Rosją, co nie jest dla niej korzystne ani politycznie, ani gospodarczo. Także zdaniem przewodniczącego polskiej delegacji w chadeckiej frakcji (EPL) Jacka Saryusz-Wolskiego (PO), odpowiedź dyplomatyczna powinna być "oparta na zasadzie wzajemności". - Łukaszenka idzie na wojnę, nie sądzę, żeby to coś przyniosło, ponieważ stanowisko UE będzie niezmienne - powiedział. Dodał, że to "zaszczyt" dla ambasadorów być wydalonym za obronę praw człowieka. - UE nadal będzie starała się prowadzić politykę, żeby (mimo sankcji) obywatele Białorusi nie ucierpieli i żeby otwarte były drogi do UE i uczelnie dla białoruskich studentów - dodał. Zapowiedział, że zaproponuje, by już w marcu PE głosował nad rezolucją apelującą o odebranie Mińskowi mistrzostw hokeja w 2014 roku. Taką rezolucję przyjęła już frakcja EPL. Również europoseł Marek Migalski (PJN) uważa, że UE i Warszawa powinny odpowiedzieć na zasadzie "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kuba". - Jednak od tego, czy wydalimy ambasadora, czy nie wydalimy, bo to są tak naprawdę gierki dyplomatyczne, ważniejsze jest wypracowanie długotrwałej strategii wobec reżimu białoruskiego, czego na razie nie ma - ocenił Migalski. Skrytykował unijną i polską politykę wobec Białorusi, która w jego opinii była "chwiejna i niekonsekwetna", co jego zdaniem pogorszyło warunki działalności opozycji w tym kraju. Dodał, że Łukaszenka "świadomie gra z Unią" i "handluje więźniami", wykorzystując wszystkie niesnaski między państwami UE, takie jak zablokowanie w poniedziałek dalszych sankcji przez Słowenię. Z kolei przewodniczący polskiej delegacji w konserwatywnej frakcji EKR Ryszard Legutko (PiS) przestrzegał przed "sankcjami dla sankcji". Dodał, że odpowiedź ze strony UE powinna być przemyślana i obliczona na określony skutek. - Trzeba czekać, zobaczymy, jakie będą dalsze ruchy. To była kontrakcja na działanie UE - powiedział. - Na razie kluczową sprawą jest wzmacnianie białoruskiej opozycji - dodał. Legutko uważa, że Łukaszenka liczy, że dzięki naciskowi w postaci sugestii, by ambasadorowie udali się na konsultacje, Polska i UE złagodzą stanowisko wobec reżimu na Białorusi. - Myślę, że się przeliczył i że jego straszenie złymi ludźmi, którzy otaczają Białoruś, przestaje być skuteczna, także jego pozycja wewnętrzna się nie wzmocni - ocenił europoseł. Zauważył, że pozycja Łukaszenki słabnie i wygaśnięcie jego władzy to "kwestia lat". We wtorek władze Białorusi zwróciły się do ambasadorów UE i Polski, aby opuścili ten kraj i udali się na konsultacje, oraz wezwały swoich ambasadorów w Brukseli i Warszawie na konsultacje do Mińska. Wcześniej tego dnia ministrowie ds. europejskich państw UE formalnie zatwierdzili sankcje w postaci zakazu wizowego oraz zamrożenia aktywów wobec 21 kolejnych przedstawicieli reżimu białoruskiego. Do listy nie udało się dodać oligarchy Jurego Czyża ze względu na sprzeciw Słowenii, który robi duże interesy z tym krajem.