Katarzyna Paczkowska niedawno urodziła dziecko we Frankfurcie nad Odrą, mieście w Brandenburgii, graniczącym z polskimi Słubicami. Jak mówi w rozmowie z DW, zaczęła dostawać bardzo wiele zapytań o szczegóły dotyczące formalności oraz tego, jak wygląda poród po niemiecku. Zgłaszały się zarówno znajome, jak i klientki. - Postanowiłam więc przygotować internetowy kurs "Ciąża i poród po niemiecku". Już zgłosiło się kilkadziesiąt kobiet, które chcą zgłębić temat - opowiada Paczkowska. Poród w Niemczech. Jak wygląda? Jak mówi, rodzenie w Niemczech zdecydowanie różni się od tego w Polsce. - Tutaj przyszła mama przed porodem jedzie do szpitala na spotkanie. Rozmawia z ginekologiem, położną, dowiaduje się, jak wszystko będzie wyglądało. Wyjaśniana jest na przykład kwestia znieczuleń. Na takim spotkaniu ustala się nawet to, co będzie się jadło w szpitalu przez tydzień - mówi. Różni się też chociażby książeczka zdrowia. Ta niemiecka ma około 68 stron, podczas gdy polska jest znacznie cieńsza. Paczkowska podkreśla też, że opieka medyczna w klinikach porodowych w Niemczech "jest na bardzo wysokim poziomie" - i to przyciąga wiele Polek. Kobieta nie ukrywa jednak, że również wabikiem jest rozbudowany system opieki społecznej za Odrą - w tym świadczenia takie, jak Elterngeld czy Kindergeld. Mówi, że są Polki, które specjalnie przeprowadzają się do Niemiec w trakcie ciąży, by urodzić w tym kraju. Paczkowska przestrzega jednak te Polki, które nie mają niemieckiego ubezpieczenia. W takim bowiem wypadku niemieckie szpitale zazwyczaj wymagają zwrotów kosztów porodu. Są kliniki, które mają cenniki po polsku dla tych, którzy są nieubezpieczeni w Niemczech. Na przykład Asklepios w przygranicznym Schwedt proponuje poród naturalny z opieką do 5 dni za nieco ponad 2 tys. euro. Droższe jest cesarskie cięcie - kosztuje 3,7 tys. euro oraz 4,1 tys. euro w przypadku "ciąży mnogiej". Poród w Niemczech. A jak z językiem? Nie wszystkie Polki, które świeżo przeprowadzają się za granicę, znają na tyle niemiecki, by swobodnie komunikować się z lekarzami i pielęgniarkami. To oczywiście poród w Niemczech może mocno utrudnić, a nawet uniemożliwić. Katarzyna Paczkowska co prawda zauważa, że w Niemczech, a zwłaszcza w regionie przygranicznym, położne bardzo często pochodzą właśnie z Polski. Nie brak tam zresztą również polskich lekarzy. Paczkowska zdecydowanie radzi jednak, by przygotować się na sytuację, w której personel polskiego zupełnie nie zna. Rozwiązaniem barier językowych może być poród z tłumaczem. - Zasady różnią się w poszczególnych landach, ale na przykład w Brandenburgii kobiecie podczas porodu może towarzyszyć jedna osoba - partner bądź tłumacz. Wiele Polek decyduje się na tą drugą opcję - mówi Paczkowska. Często zresztą korzystanie z usług tłumaczy, choćby podczas przedporodowych spotkań, sugerują niemieckie kliniki. "Jeśli słabo znasz język niemiecki lub angielski, powinnaś przyprowadzić ze sobą osobę tłumaczącą" - apeluje do Polek klinika Helios Mariahilf z Hamburga. Katarzyna Paczkowska opowiada, że nie brak tłumaczy, którzy decydują się "być pod telefonem" - i gdy kobieta zaczyna rodzić, to jadą do szpitala razem z nią. Usługa nie jest zwykle tania - ceny we wschodnich landach zaczynają się w okolicach 500 euro, a kończą na 1 tys. Są tłumacze, którzy z kolei wolą rozliczać się przez stawkę godzinową, gdyż trudno w końcu oszacować, ile taki poród ostatecznie potrwa. Tu jednak stawki już są mocno zróżnicowane, wiele też zależy od indywidualnych negichacji. Warto też zawczasu pomyśleć o tłumaczeniu dokumentów dziecka - w tym tych medycznych. Nie brakuje też polskojęzycznych położnych, które prowadzą ciążę i przygotowują do porodu - a potem kontrolują, czy dziecko rozwija się prawidłowo. - Polki zgłaszają się regularnie, właściwie co miesiąc - mówi w rozmowie z DW Anna Gamarnik, polska pielęgniarka z Berlina. Można w Niemczech znaleźć także polskojęzycznych lekarzy, którzy przeprowadzają bardziej zaawansowane badania związane z ciążą i porodem. Polskie porody w Niemczech. Jaka jest skala? Trudno określić, ile obecnie Polek co roku decyduje się na poród w niemieckich klinikach, a już tym bardziej, ile z nich specjalnie się przeprowadza, aby urodzić za Odrą. Według danych z 2016 roku jednak Polki były drugą po Turczynkach najliczniejszą grupą matek z zagranicznymi paszportami. Rząd przygranicznej Brandenburgii podaje, że na niemal 19 tys. wszystkich porodów w 2020 roku, prawie 2 tys. dzieci urodziło się w rodzinach, w których żadne z rodziców nie miało niemieckiego obywatelstwa. Około tysiąc urodzonych w 2020 w Brandenburgii dzieci miało z kolei tylko jednego niemieckiego rodzica. Inny graniczący z Polską land, Meklemburgia-Pomorze Przednie, szacuje z kolei, że 10,8 proc. urodzonych tam w zeszłym roku dzieci ma rodziców spoza Niemiec. Anna Krenz, artystka i aktywistka kolektywu "Dziewuchy Berlin" przyznaje, że sporo kobiet z Polski pyta o szczegóły dotyczące porodów w Niemczech. - W wielu przypadkach decyzja o posiadaniu dziecka ma wpływ na to, że kobieta postanawia pozostać w Niemczech, zamiast wracać do Polski - przyznaje Krenz w rozmowie z DW. - Trzeba jednak zaznaczyć, że mówimy tu o zwykłych migrantkach, które po prostu decydują się rodzić za granicą. Wątpię natomiast, by miało sens życie w Polsce i rodzenie w Niemczech. Tu koszty są po prostu bardzo wysokie - mówi Anna Krenz.