- Czekaliśmy na znajomego. Gdy Bartek Olszewski dotarł do mety odeszliśmy do parku, a później udaliśmy się do samochodu. W drodze mijały nas samochody FBI, zrobiły się olbrzymie korki i czuliśmy, że stało się coś poważnego, choć nie słyszeliśmy samego wybuchu. Później dowiedzieliśmy się, że nastąpił on w miejscu, w którym byliśmy pół godziny, maksymalnie godzinę, przed eksplozjami. Jestem w szoku - podkreśliła Lewandowska, która obecnie przebywa na lotnisku i tam obserwuje relacje telewizyjne. - Podawane są sprzeczne komunikaty. Co chwila powtarzane są ujęcia, na których widać eksplozję. Widać na nich, że ucierpieli głównie widzowie, choć kilku zawodników przewróciło się na skutek siły wybuchu. Widać też tłumy kłębiące się na trasie oraz przy mecie, gdzie było centrum tych tragicznych wydarzeń. Nie wiadomo jeszcze, kiedy opuścimy USA, bowiem zapowiedziano zablokowanie lotniska - relacjonowała przedstawicielka Fundacji "Maraton Warszawski". Jak przyznała, jest wstrząśnięta tym, że do takich zajść doszło na trasie znanego i prestiżowego maratonu, który w poniedziałek odbył się 117. raz w historii. - Ta impreza ma długą tradycję i prestiż, warto się uczyć od jej organizatorów. Jestem wstrząśnięta, bo poznałam wielu z nich i nie wiem, co się teraz z nimi dzieje. Jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej było tam mnóstwo uśmiechniętych osób, które robiły sobie zdjęcia i miło spędzały czas - dodała. Olszewski przybiegł na 114. miejscu z czasem 2:33.40. Na liście wyników podanej na stronie internetowej organizatorów znalazło się jeszcze 28 Polaków, którzy ukończyli bieg. Łącznie w imprezie wystartowało ok. 27 tys. osób. Według informacji podawanych przez amerykańskie media, w następstwie eksplozji co najmniej trzy osoby poniosły śmierć, a liczba rannych - według ostatnich relacji - przekroczyła 141 osób. Co najmniej 17 osób znajduje się w stanie krytycznym.