Eksperci postulują częściową rewizję tej polityki, a frontalny na nią atak przypuścili Republikanie. Niektórzy prawicowi komentatorzy w telewizji Fox News wyrazili nawet opinię, że Obama nie powinien popierać rewolucji w Egipcie, która obaliła lojalnego sojusznika USA, prezydenta Hosniego Mubaraka i zwiększyła wpływy radykałów muzułmańskich. "Wtorkowe ataki sprawiają, że polityka USA znalazła się na rozdrożu. (...)Obama stoi przed trudną decyzją, czy wycofać się ze współpracy z nowym rządami w regionie i czy głębiej zaangażować się we współpracę z opozycją w Syrii, aby zagwarantować, że nie dojdą tam do władzy ugrupowania islamistyczne" - pisze "Wall Street Journal". W wyniku napaści na konsulat w Bengazi we wtorek zginął amerykański ambasador w Libii Christopher Stevens i trzech innych dyplomatów. Kilka tysięcy islamistów zaatakowało ambasadę USA w Kairze. Prezydent Libii przeprosił USA za tragiczny incydent, ale prezydent Egiptu Mohammed Mursi nie przeprosił za ataki w jego kraju. W Kongresie podnoszą się głosy, aby zawiesić pomoc USA dla Egiptu. Wezwali do tego republikańscy kongresmani, m.in. Peter King z Nowego Jorku i Michael McCaul z Teksasu. Egipt jest największym po Izraelu odbiorcą amerykańskiej pomocy - otrzymuje około 2 miliardów dolarów rocznie, z czego 1,3 mld dolarów idzie na pomoc wojskową. Obama przygotowywał właśnie pakiet 1 mld dolarów na pomoc w spłaceniu przez Egipt jego wysokich długów. Administracja Obamy po wahaniach poparła rewolucję w Egipcie, która obaliła autokratyczny reżim Mubaraka. Poparła potem także demonstrantów, którzy domagali się przekazania władzy przez wojsko demokratycznie wybranemu parlamentowi i prezydentowi Mursiemu, chociaż armia - jak przypomina "New York Times" - "przez 30 lat służyła jako bastion amerykańskich interesów strategicznych na Bliskim Wschodzie". Mursi tymczasem reprezentuje zwycięskie w wyborach Bractwo Muzułmańskie, które popiera zmiany prawa w duchu islamistycznym i podsyca nastroje przeciw Izraelowi. W wywiadzie dla latynoskiej telewizji Telemundo w czwartek Obama powiedział, że USA "nie uważają Egiptu za sojusznika, ale też nie uważają go za nieprzyjaciela". Egipt nie miał traktatu sojuszniczego z USA nawet za rządów Mubaraka, ale de facto był sojusznikiem Ameryki. "To oświadczenie prezydenta trochę mnie zdziwiło. Nie zgadzam się z nim. Mursi unikał dotąd kroków sprzecznych z interesami USA - nie wypowiedział układu pokojowego z Izraelem, nadal współpracuje z nami w walce z terroryzmem. Faktycznie nadal jest naszym sojusznikiem" - powiedział PAP czołowy ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z Brookings Institution, Michael O'Hanlon. Uważa on jednak, że USA powinny przynajmniej zredukować pomoc dla Egiptu. "Nie powinniśmy im dawać tak ogromnych kwot. Pomoc dla Mubaraka nie skłoniła go do żadnych reform demokratycznych, co wywołało rewolucję" - dodał O'Hanlon. "Washington Post" uważa, że fala ataków na ambasady amerykańskie przesądza, że USA nie pomogą zbrojnie powstańcom w Syrii. "Nowy kryzys najprawdopodobniej umocni determinację Obamy, aby nie interweniować militarnie w Syrii" - pisze dziennik. Przytacza opinię byłego kandydata na prezydenta Johna Kerry'ego, który też jest przeciwny zbrojnemu zaangażowaniu w Syrii. Wśród powstańców w Syrii - podkreśla się - rosną wpływy ekstremistów islamskich, w tym Al-Kaidy.