Wielu polityków i komentatorów wzywa do uchwalenia trzeciej fazy sankcji, wymierzonych w całe sektory rosyjskiej gospodarki. Uważają, że pośrednia co najmniej odpowiedzialność Rosji za zamordowanie prawie 300 ludzi jest tak oczywista, że wprowadzenie ich byłoby zrozumiane i poparte przez opinię tych krajów zachodnioeuropejskich, które wzbraniały się dotąd przed nimi, obawiając się negatywnych skutków dla własnej gospodarki. Cytowany przez londyński "Daily Telegraph" były rosyjski premier Michaił Kasjanow (obecnie w opozycji do Władimira Putina) jest zdania, że "groźba takich sankcji jest teraz bardzo realna". "Gdyby wprowadzono sankcje przeciw całemu sektorowi finansowemu, gospodarka (rosyjska) zawali się w ciągu sześciu miesięcy" - powiedział gazecie. Podobną opinię wyraża amerykański ekspert Daniel Serwer ze Szkoły Zaawansowanych Studiów Międzynarodowych (SAIS) na Uniwersytecie Johna Hopkinsa w Waszyngtonie. "Unia Europejska musi zaoferować sankcje, które zaszkodzą rosyjskiemu sektorowi finansowemu. Jeśli to zrobi, może osiągnąć rezultaty samą realną groźbą, nawet bez ich wprowadzania. Ale jeśli nadal będzie stosować sankcje, które są nieszkodliwe, nic nie osiągnie" - powiedział Serwer. Sankcje finansowe odbiłyby się negatywnie m.in. na interesach londyńskiej City - rynku finansowego zasilanego w dużej mierze przez rosyjskich oligarchów. Przedstawiciele brytyjskiego rządu sugerują, że ich kraj jest gotów ponieść takie koszty. Wielka Brytania należy do grona jastrzębi w UE, razem z Polską, Szwecją i trzema krajami bałtyckimi. Jednak z Niemiec i Francji - które w odróżnieniu od Wielkiej Brytanii nie są uzależnione od dostaw rosyjskiego gazu ziemnego - dochodzą sygnały, że kraje te nadal są niechętne ukaraniu Rosji. Zwraca się uwagę, że w niedzielnym oświadczeniu Berlina na temat zestrzelenia samolotu w ogóle nie wspomniano o sankcjach, a kanclerz Angela Merkel powtórzyła swój apel do Putina o rozmowy z Kijowem. "Nie jestem optymistą, znając kunktatorstwo Unii i poczucie wielu jej członków, że +Ukraina jest daleko+. Obawiam się, że kraje, które mają kłopoty z wychodzeniem z kryzysu (Francja, Włochy, Hiszpania-PAP), będą znowu przeciwne surowszym sankcjom" - powiedział PAP były minister obrony narodowej Janusz Onyszkiewicz. Zdaniem niektórych ekspertów nawet dotkliwe sankcje nie zmienią jednak polityki Putina i mogą nawet wywołać skutki przeciwne do zamierzonych, gdyż rosyjski prezydent przekształci je w propagandowy argument przeciw Zachodowi. "Polityka sankcji na Rosję jest w najlepszym razie wątpliwą strategią. (...) Jeśli Rosjanie dostrzegą, że kara, która ich dotyka, jest wymierzona przez innych, będzie to potężny bodziec do narodowej konsolidacji i wymierzenia kar innym. Putina sankcje nie odstraszą. To archetypiczny rosyjski przywódca, który chce wpłynąć na historię jak Stalin albo Iwan Groźny" - napisał specjalista ds. Rosji z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Andrew Kuchins. Podkreśla on jednak, że Putinowi nie można pozwolić na dalsze wspieranie separatystów i że "ukraiński rząd ma wszelkie prawo do obrony suwerenności przed podsycaną przez Rosję rebelią". Rozwiązaniem według niego jest dyplomacja na rzecz deeskalacji konfliktu i jak najszybsze rozmieszczenie międzynarodowych sił pokojowych na granicy Rosji z Ukrainą. "Czy sankcje poskutkują, tego nikt nie wie. Jeśli Putin będzie działał racjonalnie, szkody dla gospodarki rosyjskiej zrobią na nim wrażenie. Obawiam się jednak, że on ma poczucie ideowej misji: uśmierzyć kompleks niższości Rosjan, więc nie będzie postępował racjonalnie, co ograniczy skuteczność sankcji" - powiedział niemiecki ekspert German Marshall Fund of the United States Joerg Forbrig. Onyszkiewicz opowiada się za zwiększeniem pomocy dla Ukrainy w walce z prorosyjską secesją. Postuluje doposażenie armii ukraińskiej w taki sprzęt, jak apteczki, radiostacje, kamizelki kuloodporne, a także dostarczanie jej informacji ze zwiadu satelitarnego USA i NATO. "Amerykanie pomagali w ten sposób Izraelowi w czasie wojny Jom Kipur w 1974 z krajami arabskimi, choć się do tego nie przyznawali" - mówi były szef MON. Kluczowe dla rozstrzygnięć w sprawie odpowiedzialności za zestrzelenie samolotu MH-17 będą przebieg i wyniki międzynarodowego śledztwa w tej sprawie. I tutaj jednak nie widać wielu optymistów, ponieważ teren katastrofy jest pod kontrolą separatystów i wiele dowodów zostało już przez nich prawdopodobnie zniszczonych. "Mam nadzieję, że uda się zdobyć dowody na to, kto to zrobił i za pomocą jakiej broni. Amerykanie będą jednak musieli odtajnić swoje dane wywiadowcze, które opisują na razie w ogólnikowych terminach" - mówi Serwer. Onyszkiewicz wątpi jednak czy USA się na to zdecydują - ze względów nawet nie politycznych, tylko czysto wojskowych. "Amerykanie mogą mieć informacje ze swoich czujników, ale nie zechcą ich ujawnić. Musieliby zbyt wiele ujawnić z zakresu swoich metod rozpoznania, żeby dostarczyć twardych dowodów na to, kto i skąd dokładnie odpalił rakietę, która trafiła samolot malezyjski" - mówi były minister. Przypomina, że w czasie II wojny światowej Anglicy przyzwolili na zbombardowanie niektórych miast, czemu mogli zapobiec, tylko po to, aby Niemcy nie zorientowali się, że alianci mają informacje zdobyte dzięki rozszyfrowaniu Enigmy. "Dlatego śledztwo w sprawie obecnego zestrzelenia będzie się wlokło bardzo długo. A jeśli rzeczywiście będzie międzynarodowe, niektóre państwa mogą w nim sprzyjać Rosji. Niejasności w sprawie miejsca wystrzelenia rakiety i konkretnych sprawców stwarzają wielką możliwość grania na zwłokę i rozmywania sprawy" - mówi Onyszkiewicz. Niejednoznaczne wyniki dochodzenia dostarczą obrońcom Rosji dodatkowych argumentów, aby unikać rozwiązań konfrontacyjnych w rozgrywce o Ukrainę.