W piątek na posiedzeniu ministrów środowiska UE Polska zawetowała propozycję tzw. kroków milowych na drodze do redukcji CO2 w UE do 2050 r. W 2030 r. UE miałaby zredukować emisje o 40 proc., w 2040 r. - o 60 proc., a w 2050 r. - o 80 proc. w porównaniu z 1990 r. Polska już raz zawetowała te propozycje w czerwcu 2011 r. - My nie jesteśmy przeciwni samemu procesowi obniżania emisji gazu. Natomiast jesteśmy przeciwni takiemu sposobowi, tak gwałtownemu wprowadzaniu tych rozwiązań. To może uderzyć w część gospodarek europejskich, w tym gospodarkę polską. Będziemy się konsekwentnie sprzeciwiać tego rodzaju polityce. Bez ewolucyjnych i wolnych zmian w tym zakresie może dojść do tego, że przemysły energochłonne przeniosą się gdzie indziej - powiedział Rafał Grupiński z PO. Jak dodał, Polska chce, "by redukcja emisji CO2 była możliwa do zniesienia przez polską gospodarkę". Podobnego zdania jest też poseł PiS Jacek Sasin. - To, że samo weto zostało zgłoszone, to z punktu widzenia Polski jest oczywiste. Nie możemy się zgodzić na te rozwiązania, które zostały zaproponowane, bo to będzie bardzo poważny cios w polską gospodarkę. Szkoda, że to weto jest wetem Polski osamotnionej, że nie udało się zbudować szerszej koalicji - powiedział Sasin. Jak dodał, gdyby weto zostało poparte przez inne kraje, "jego siła byłaby większa". - Zapisy traktatu europejskiego są jednak bardzo jasne. Tego typu zobowiązania muszą być przyjęte jednogłośnie. Nawet jeśli jest to weto jednego państwa, ma moc wiążącą - zaznaczył. - Mam nadzieję, że Polska się nie ugnie i będzie w stanie je obronić - dodał Sasin. Także Stanisław Żelichowski z PSL zaznaczył, że wolałby, żeby polski rząd "znalazł w tej sprawie większość". - Skoro nie dało się tego zrobić, trzeba było to weto postawić. Przypomnijmy, że Polska spełnia wszystkie ustalenia konwencji klimatycznej z Kioto. Zmniejszyliśmy emisję CO2 o 27 proc. a mieliśmy obowiązek o 12 proc. - mówił poseł. Dodał, że przyjęcie proponowanych rozwiązań może doprowadzić do wzrostu kosztów pracy w Europie i ucieczki kapitału do Azji czy do Afryki. - Tym bardziej, że cała emisja europejska to jest ok. 10 proc. emisji globalnej i gdybyśmy nie wiem ile płacili za energię i zmniejszyli tą emisję, to to jest pryszcz. Natomiast państwa, które kiedyś miały kolonie i w bezmyślny sposób wyeksploatowały lasy np. Afryki czy Azji powinny sypnąć trochę sakiewką i zalesić te tereny. Hektar lasu w Polsce wychwytuje z atmosfery rocznie 17,5 tony CO2 - zaznaczył Żelichowski. Także doradca prezydenta Tomasz Nałęcz podkreślił, że choć ma "rozdarte serce, bo podobnie jak większość Polaków jest zwolennikiem tego by było zdrowiej, ekologicznej", popiera polskie weto. - Mamy świadomość, że Polska stoi na węglu, że dzisiaj, jutro, pojutrze nasza energetyka, nasze źródła surowcowe jeszcze długo będą węglowe i bronimy swoich interesów - zaznaczył. - Polska rzadko odwołuje się do weta, bo weto to jest zaciąganie ręcznego hamulca. Nie da się jeździć unijnym samochodem cały czas na ręcznym hamulcu, ale są takie sytuacje, gdzie żeby uniknąć wypadku, trzeba na niego nacisnąć. Nie mieliśmy innego wyjścia - dodał. Z kolei europoseł SLD Marek Siwiec uważa, że kwestią czasu jest to, kiedy Polska będzie musiała się ze swojego weta wycofać. - Weto jest jak broń atomowa. Tak długo jest skuteczne, dopóki nie zostanie użyte. Myśmy tej broni użyli i wydaje mi się, że efekt będzie kiepski. Pytanie jest o strategię rozwoju naszej gospodarki. Czy to był mocny argument, żeby wyciągnąć więcej pieniędzy? Bo logiczne jest, że państwo najwięcej emitujące dostanie najwięcej - powiedział. Jak dodał, jego zdaniem Polska nie będzie miała w tej sprawie żadnego wyjścia, jeśli podczas "Szczytu Ziemi" w Rio de Janeiro "państwa świata zgodzą się dojść do europejskich standardów". - To będzie znaczyło, że świat ruszył w tym kierunku. A jeśli świat ruszy, to nie mamy żadnego wyjścia, ponieważ Europa tak czy inaczej jest na czele tego procesu. Pytanie tylko, kiedy i za ile się wycofamy z weta - dodał. Polska nie chce nowych celów redukcji emisji CO2 po 2020 r. zanim nie zakończą się globalne negocjacje klimatyczne. Zgodnie z obowiązującym pakietem klimatycznym z 2008 r., UE ma obniżyć swoje emisje o 20 proc. do 2020 r. Duńska komisarz UE ds. klimatu Connie Hedegaard podkreślała po piątkowym spotkaniu, że wszystkie kraje poza Polską zgadzały się z przygotowanymi przez Duńczyków kompromisowymi rozwiązaniami. - Będziemy robić swoje, będziemy wychodzić z potrzebnymi propozycjami. Tak jak w przypadku międzynarodowych negocjacji klimatycznych nigdy nie zaakceptujemy sytuacji, żeby jeden kraj zablokował resztę świata w postępach, to samo tyczy się Europy: jeden kraj nie może blokować 26 krajów - oświadczyła komisarz.