We wtorek zdominowana przez rządzącą Partię Regionów Rada Najwyższa Ukrainy odrzuciła wniosek opozycji o dymisję gabinetu premiera Mykoły Azarowa, obwinianego o spacyfikowanie przez milicję uczestników protestów prounijnych i antyrządowych. Zdaniem Nowiczkowej rozwiązywanie problemów z użyciem siły świadczy o głębokim kryzysie w państwie. - Ukraina deklaruje przywiązanie do wartości demokratycznych, ale na razie widzimy kryzys legitymizacji władz. Niestety, w odróżnieniu od 2004 roku nie mamy teraz żadnego lidera o zasięgu krajowym, który posiadałby ogólny mandat społeczny - powiedziała politolożka. Jej zdaniem władze nie są gotowe do ujawnienia osób, które podjęły decyzję o rozpędzeniu protestów, ani tym bardziej nie chcą ich za to ukarać, co tylko zaostrza konflikt. "Pacyfikacja wywołała prawdziwe oburzenie społeczeństwa" - Na tle wszystkich prowokacji, które dzisiaj widzimy, obawiam się, że podczas rozpoczętej wizyty prezydenta Wiktora Janukowycza w Chinach odpowiedzialność za rozpędzenie Euromajdanu w sobotę nad ranem zostanie zrzucona na urzędników niższego szczebla - uznała. Nowiczkowa ostrzegła, że jeżeli wydarzenia w jej kraju nadal będą rozwijały się, jak dotychczas, to Ukraina może stać się członkiem klubu "autorytarnych reżimów". Ekspertka podkreśliła, że akcje, które rozpoczęły się na Ukrainie prawie dwa tygodnie temu w związku ze wstrzymaniem przez rząd przygotowań do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE nie byłyby teraz tak masowe, gdyby władze w Kijowie nie zastosowały siły wobec manifestantów. - Pacyfikacja demonstracji przez milicję, do której doszło ostatniej soboty nad ranem, wywołała prawdziwe oburzenie społeczeństwa - powiedziała Nowiczkowa.