Nałożenie sankcji gospodarczych i wizowych wobec Rosji, czego domagają się niektóry politycy i komentatorzy, byłoby bardzo trudnym i ostrym posunięciem z dyplomatycznego punktu widzenia. - Oznaczałoby to całkowity szok dla relacji UE-Rosja - powiedział Techau. Unia mogłaby też - jak dodał - przerwać niektóre rozmowy z Rosją o charakterze technicznym, dotyczące np. problemów handlowych. - To także oznaczałoby zamrożenie relacji, ale podjęcie takiej decyzji w gronie 28 państw UE byłoby bardzo trudne - ocenił ekspert. W jego opinii "im dalej na zachód UE, tym mniejsza gotowość do ostrej reakcji" na działania Rosji wobec Ukrainy. - Wielka Brytania i Francja nie należą do zwolenników zastosowania twardych narzędzi. Także Niemcy są znakiem zapytania - powiedział. Zdaniem Techaua UE nie ma też takich narzędzi, które w krótkim czasie mogłyby wpłynąć na zmianę sytuacji na Krymie. - To bardzo asymetryczna sytuacja. Rosja gra krótką piłką i prowadzi politykę faktów dokonanych. Z kolei Unia ma do dyspozycji środki, które przyniosą skutek długofalowy i dotyczą np. wspierania rozwoju gospodarczego Ukrainy i reform politycznych - powiedział ekspert. - Jeśli dojdzie do eskalacji i działań wojennych, to tylko Stany Zjednoczone mają jakiekolwiek możliwości sprostania tej sytuacji, a nie UE - dodał. Zdaniem eksperta aktualny kryzys wokół Krymu jest dużo poważniejszy niż w 2008 roku, gdy Rosja wprowadziła wojska do Gruzji. - Ukraina jest dużo większym, 46-milionowym krajem o ważnym znaczeniu strategicznym i w bliskim sąsiedztwie Unii - wskazał Techau. Z Brukseli Anna Widzyk