- Ta kampania przede wszystkim będzie krótka, co oznacza, że chyba jednak będzie mniej efektywna, a bardziej efektowna. Będzie ukierunkowana w mniejszym stopniu na dyskusję merytoryczną, a w większym na wykorzystanie znanych nazwisk, celebrytów. To już obserwujemy - twierdzi dr Robert Rajczyk, politolog z zakładu systemów politycznych Uniwersytetu Śląskiego. Politolodzy zwracają uwagę, że istotną rolę odgrywa kalendarz wyborczy. Oprócz reprezentantów do PE, w tym roku Polacy wybiorą swoje władze samorządowe, a rok później czekają nas wybory parlamentarne i prezydenckie. Dlatego - zdaniem dra Rajczyka - "trudno będzie uciec od tendencji krajowych do zdobywania przyczółka przed kolejnymi wyborami". Podobnego zdania jest zajmująca się marketingiem politycznym, politolog Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach prof. Agnieszka Kasińska-Metryka. Uważa, że właśnie dlatego kampania przed wyborami do PE będzie nosiła znamiona "prekampanii" przed kolejnymi bataliami wyborczymi. - Fakt, że te i kolejne wybory w świadomości przeciętnego Polaka nakładają się na siebie może być pokusą dla partii politycznych, aby potraktować najbliższą kampanię m.in. do sondowania na "żywym organizmie", które tematy są nośne, które należy wyciszyć, a które wzmocnić, jakie osobowości na pierwszym froncie postawić - uważa prof. Kasińska-Metryka. - Najbardziej rozpoznawalnymi politykami europejskimi są akurat ci, którzy nie działają najaktywniej w PE, ale są w takim rozkroku pomiędzy polityką krajową a pracą eurodeputowanych - zauważyła. Politolog jest przekonana, że wnioski z tej lekcji będą materiałem do kolejnych kampanii krajowych. Według dra Rajczyka w świadomości Polaków "instytucje unijne są gdzieś daleko". - Odnoszę wrażenie, że część polityków traktuje Brukselę jako polityczną emeryturę. Tymczasem spory odsetek prawa obowiązującego nas w Polsce stanowiony jest Brukseli - zauważył. Podkreślił, że kampania do europarlamentu mogłaby przyczynić się do zwiększenia wiedzy Polaków, jednak - jego zdaniem - "z uwagi na to, że będzie krótka, stanie się bardziej kolorowa, pełna emocji". - Obawiam się, że zabraknie miejsca na ważne dyskusje - dodał. Na ten sam problem zwraca uwagę prof. Kazimierz Kik z Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach. - Ta kampania będzie stracona, nie zwiększy skali wiedzy wśród społeczeństwa polskiego o najważniejszych problemach europejskich i będzie traktowana instrumentalnie jako okazja do zajmowania pozycji wyjściowych do wyborów krajowych - ocenił. Negatywnie odniósł się do kształtu list wyborczych i często umieszczania na nich osób spoza świata polityki. - Mam wrażenie, że Europa jest nieważna, ważne są statystyki i wynik w wyborach - ocenił. Według prof. Kasińskiej-Metryki polscy politycy będą starali się wykorzystać w kampanii emocje, a - jak zauważyła - "wśród Polaków, kwestie europejskie, systemowe, czy nawet kryzys, który w pewnym sensie nas ominął, nie wywołują dużych emocji". Dr Maciej Drzonek z Zakładu Stosunków Międzynarodowych i Europeistyki Uniwersytetu Szczecińskiego precyzuje, że emocje mogą być budowane wokół różnych spraw np. kontrowersyjnych zachowań polityków (przykładem może być sprawa europosła PO Jacka Protasiewicza) czy rozliczeń władz samorządowych z wydatkowania pieniędzy unijnych. Ekspert nie ma także wątpliwości, że wiele emocji wywołuje sprawa Ukrainy i powiązanie jej z bezpieczeństwem Polski. Nie bez wpływu na kampanię będzie także data wyborów. W większości państw członkowskich wyznaczono je na niedzielę, 25 maja. Tego samego dnia do urn pójdą także Ukraińcy. Trudno jednak spodziewać się gotowych recept dla Ukrainy w samej kampanii - oceniają politolodzy. Politycy będą - spodziewają się eksperci - na bieżąco reagować na to, co dzieje się za Bugiem. - Polska powinna w sposób niezwykle mocny Unii Europejskiej zwracać uwagę na to, że nie można pozostawić Ukrainy samej sobie. Spokój na wschodzie dotyczy całej Wspólnoty - powiedział dr Drzonek. Z kolei prof. Kasińska-Metryka zwraca uwagę, że większość działań polityków ma charakter "emocjonalno-symboliczny", a brakuje propozycji "konstruktywnych rozwiązań". Według ekspertów problem Ukrainy pojawi się w kampanii wyborczej m.in. kosztem debaty wokół kryzysu ekonomicznego, mimo że jednym z głównych tematów mijającej kadencji PE było gospodarcze i finansowe tąpnięcie w grupie tzw. krajów PIGS (Portugalia, Irlandia, Grecja, Hiszpania). Wiele wskazuje jednak na to, że problematyka kryzysu, w całej Europie zejdzie na dalszy plan. Dr Drzonek spodziewa się, że ten temat będzie się w Polsce pojawiał jedynie w mocno lokalnym kontekście "tego ile Polska dostała pieniędzy z nowego budżetu, ile mogła dostać i jak zamierza je wykorzystać." Wpływ na marginalizację tematu kryzysu w wielu krajach UE mogą mieć m.in. coraz wyraźniejsze objawy ożywienia gospodarczego oraz korzystne prognozy ekonomiczne. Produkt krajowy brutto UE według najnowszych zimowych prognoz KE wzrośnie w 2014 r. o 1,5 proc., a w strefie euro - o 1,2 proc. W 2015 r. wzrost gospodarczy przyśpieszy do 2 proc. w UE i 1,8 proc. PKB w eurolandzie. To bardziej optymistyczne prognozy niż te z jesieni 2013 r., w których wymienione wskaźniki były o 0,1 punktu procentowego niższe. Na gruncie nadszarpniętego przez kryzys ładu strefy euro pojawiają się pomysły mocniejszej integracji krajów połączonych wspólną walutą. Według politologów, z którymi rozmawiała PAP, te wątki będą częściej przewijały się w krajach, które przyjęły wspólną walutę. Dr Drzonek zwraca uwagę, że jeśli temat ściślejszej integracji krajów ze strefy euro pojawi się w polskiej kampanii może być przedstawiany przede wszystkim jako zagrożenie. - Nie sądzę, żeby takie kraje jak Polska, Czechy czy kraje nadbałtyckie, kiedykolwiek poparły idee federalistyczne. Federalizm jest najkorzystniejszy dla najsilniejszych graczy. Ten temat jeśli się pojawi się w kampanii, będzie przedstawiany krytycznie, bardziej jako zagrożenie - twierdzi. Z kolei prof. Kik uważa, że takie dążenia to "droga do Europy dwóch prędkości". - To nie jest w interesie Polski - zauważył. Eksperci zwracają uwagę, że na tle kryzysu pojawiają się także odwrotne tendencje - dezintegracyjne. Te tematy zdominują dyskusję w krajach, które one dotyczą w bezpośredni sposób. Świadczy to o tym - zwracają uwagę politolodzy - że tematyka lokalna, krajowa nie tylko w Polsce jest wysuwana na czoło przedwyborczego dyskursu.