Waler Karbalewicz podkreśla w niezależnej gazecie internetowej "Biełorusskije Nowosti", że początkowo Majdan przemówił do wielu Białorusinów, był bowiem świadectwem tego, iż Ukraińcy nie boją się pokazywać władzom, na czym im zależy. - Ale jak tylko zaczęto realizować scenariusz siłowy, zwykły człowiek się przeraził, tym bardziej, że zasadnicze informacje czerpie z białoruskiej i rosyjskiej telewizji, które zaistniałą sytuację przedstawiają jako przemoc ze strony "faszystów" i "banderowców" - ocenia Karbalewicz. Politolog uważa, że najnowsze wydarzenia na Ukrainie przyniosły zatem korzyść białoruskim władzom: "Teraz władze, tłumiąc wszelkie protesty, będą pokazywać palcem na Ukrainę (mówiąc mieszkańcom): czyżbyście chcieli czegoś takiego?". Także politolog Jury Czawusau uważa, że o ile po 2004 roku przeciwnicy prezydenta Alaksandra Łukaszenki starali się w pewnym stopniu kopiować scenariusz ukraińskiej pomarańczowej rewolucji, to "teraz nikt z opozycji nie twierdzi, że kijowski wariant jest tym, czego nam potrzeba". Wskazuje on, że białoruscy opozycjoniści mają teraz w Kijowie możliwość "pooddychać atmosferą rzeczywistej walki politycznej". Na Majdanie byli w ostatnich dniach między innymi liderzy Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka i kampanii "Mów Prawdę" Uładzimir Niaklajeu. Czawusau podkreśla jednak, że białoruska sytuacja diametralnie różni się od ukraińskiej. Jego zdaniem jest mało prawdopodobne, by do 2015 roku, czyli terminu białoruskich wyborów prezydenckich, na Białorusi powstała organizacja w rodzaju Prawego Sektora, który był bardzo aktywny podczas starć z siłami bezpieczeństwa w Kijowie, i by obecnej opozycji starczyło woli na tak długotrwały protest. - Do tego wciąż trwa ból po Płoszczy 2010 (czyli brutalnie stłumionych protestach po wyborach prezydenckich - PAP). Nadal nie wyszli na wolność (jeden z ówczesnych kandydatów opozycji na prezydenta) Mikoła Statkiewicz i (działacz Młodego Frontu) Eduard Łobau - podkreśla politolog. Wnioski z wydarzeń na Ukrainie wyciągają także białoruskie władze, dla których Majdan stanowi jeszcze jeden argument za tym, by dusić protesty w zarodku. Politolodzy przypominają m.in. niedawne zatrzymania kibiców najsłynniejszego białoruskiego klubu piłkarskiego BATE Borysów za zrobienie sobie fotografii z transparentami popierającymi Majdan. - Ale najważniejsze - uważa politolog Alaksandr Kłaskouski - że nieusuwalny prezydent nie dopuści do zagotowania się tego pożywnego rosołu politycznego, dzięki czemu ukraiński protest stał się możliwy. Tam przecież opozycjoniści mają frakcje w Radzie Najwyższej i silne wsparcie medialne, a protesty są także podgrzewane przez oligarchów. Tymczasem na Białorusi nie ma w parlamencie żadnego przedstawiciela opozycji i - jak ocenia Kłaskouski - jest mało prawdopodobne, by prezydent Łukaszenka zdecydował się choćby na powstanie partii władzy, gdyż nawet to wymagałoby rozluźnienia przestrzeni politycznej. - Swoją drogą Majdan na Ukrainie zrodził się bynajmniej nie w rezultacie genialnych planów liderów opozycji. Raczej wręcz przeciwnie: to ulica zmusiła pstrokatą trójcę Kliczko-Jaceniuk-Tiahnybok do bardziej zdecydowanych i ukierunkowanych działań - donosi Kłaskouski. Tymczasem - jak wskazuje - "Białorusini obecnie śpią". Z Mińska Małgorzata Wyrzykowska mw/ mmp/ ap/ 11:48 14/02/05