Policjant zmarł dzień po ataku na Kapitol. Rodzina pozywa Donalda Trumpa

Rodzina zmarłego oficera policji Briana Sicknicka oskarża Donalda Trumpa o śmierć funkcjonariusza. Jak podaje Reuters najbliżsi zarzucają byłemu prezydentowi, że podżegał swoich zwolenników do agresji i i aktów przemocy, czego efektem był atak na Kapitol. Rodzina Sicknicka domaga się 10 mln dolarów odszkodowania. Policjant nie odniósł żadnych obrażeń w czasie ataku.

Rodzina zmarłego policjanta oskarża Donalda Trumpa
Rodzina zmarłego policjanta oskarża Donalda Trumpa JONATHAN ERNST/ReutersAgencja FORUM

Pozew przeciwko Donaldowi Trumpowi został złożony w sądzie w Waszyngtonie, w imieniu rodziny oficera policji Briana Sickincka. Funkcjonariusz zmarł 7 stycznia 2021 roku, czyli dzień po ataku na Kapitol, w wieku 42 lat. 

Przyczyną śmierci była seria udarów. Lekarz orzecznik stwierdził, że Sicknick nie odniósł żadnych obrażeń w wyniku ataku na Kapitol, a śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Medyk podkreślił jednak, że burzliwe wydarzenia z 6 stycznia 2021 roku prawdopodobnie "odegrały rolę" i wpłynęły na pogorszenie się stanu zdrowia.

Donald Trump pozwany. "Zachęcał do ataków"

"Pozwany Trump celowo podburzył tłum, zachęcał do ataku na Kapitol i zachęcał do ataków na tych, którzy się sprzeciwiali" - podkreślili pełnomocnicy rodziny policjanta w dokumentach procesowych, których treść przytacza Reuters.

"Przemoc, która nastąpiła, i obrażenia, które ta przemoc spowodowała, w tym obrażenia poniesione przez oficera Sicknicka i w efekcie jego śmierć, były przewidywalnymi konsekwencjami słów i zachowania pozwanego Trumpa" - stwierdzono w pozwie.

Oprócz bezprawnego spowodowania śmierci, byłemu prezydentowi USA zarzuca się naruszenie praw obywatelskich 42-letniego policjanta, napaść i zaniedbania. Rodzina zmarłego funkcjonariusza domaga się 10 mln dolarów odszkodowania. 

Agencji Reutera nie udało się uzyskać komentarza od rzeczniczki Trumpa.

Atak na Kapitol. Zginęło pięć osób

Tragiczne wydarzenia rozegrały się 6 stycznia 2021 roku. Tysiące zwolenników ustępującego prezydenta Donalda Trumpa wtargnęło do Kapitolu, gdzie toczyły się obrady. Kongresmani mieli potwierdzić zwycięstwo Joe Bidena w wyborach.

Wcześniej Donald Trump wielokrotnie podkreślał - mimo braku dowodów - że wygrał wybory prezydenckie z dużą przewagą. Mówił o sfałszowaniu wyników.

W wyniku zamieszek śmierć poniosło pięć osób, a co najmniej 138 policjantów zostało rannych. Szturmujący dopuszczali się przemocy, aktów wandalizmu i rabunków. Po kilku godzinach siły policyjne opanowały tłum.

Po wtargnięciu zwolenników Donalda Trumpa do Kongresu część pracowników Białego Domu zrezygnowała z pracy.
Media w USA zgodnie piszą o historycznym chaosie, obrazkach jak z wojny, i oceniają, że to jeden z najtrudniejszych momentów dla amerykańskiej demokracji. Trwa również dyskusja, w jaki sposób demonstrantom udało się wejść do Kongresu.
"Atak na Kapitol nie będzie tolerowany, osobom w to zaangażowanym będą stawiane zarzuty. Przemoc i niszczenie muszą się zakończyć" - napisał na Twitterze wiceprezydent USA Mike Pence.
Z najnowszych informacji przekazanych przez amerykańską policję wynika, że liczba ofiar śmiertelnych zamieszek w Waszyngtonie wzrosła do czterech.
+7
Brudziński w "Gościu Wydarzeń" o cenie paliwa: Wkurzeni kierowcy to kierowcy limuzyn POPolsat News