Do policyjnej interwencji doszło w piątek. Gdy funkcjonariusz wszedł do biura dyrektora, zastał tam 6-letnią Salecię Johnson, leżącą na podłodze, krzyczącą i płaczącą. Zbrodnia... W raporcie policjant napisał, że zauważył liczne zniszczenia w gabinecie i kilkakrotnie próbował uspokoić dziecko. Jednak dziewczynka zaczęła "stawiać czynny opór". Dlatego funkcjonariusz zdecydował się założyć Salecii kajdanki i zabrać ją na posterunek. Według policyjnego raportu, przed przybyciem funkcjonariusza Salecia próbowała rzucać meblami, m.in. niewielką półką, która uderzyła dyrektora w nogę. Gryzła też klamkę od drzwi gabinetu i skakała po niszczarce. "Doszedłem do wniosku, że dziecko może zniszczyć kolejne sprzęty, a jego zachowanie zagrozić innym uczniom" - napisał w raporcie policjant. ...i kara Jak podaje CNN, dziewczynkę zwolniono po przybyciu na posterunek ciotki, ponieważ funkcjonariusze nie mogli skontaktować się z jej rodzicami. Do tej pory zresztą - jak mówią policjanci - ani matka, ani ojciec dziewczynki nie przyjechali, by wyjaśnić sprawę. Po incydencie Salecia Johnson została zawieszona i będzie mogła wrócić do szkoły dopiero w sierpniu. Początkowo 6-latce jako nieletniej postawiono zarzut lekkiego pobicia nauczyciela i zniszczenia mienia. We wtorek policja poinformowała jednak, że dziewczynka nie usłyszy zarzutów ze względu na swój wiek. "Podczas pobytu na posterunku dziewczynka nie była w celi. Jej bezpieczeństwo było dla nas zawsze najważniejsze" - oświadczono podczas konferencji policji. Rodzina oburzona Pomimo zachowania dziewczynki jej rodzina twierdzi, że dyrektor nie powinien był wzywać policji - podaje CNN. "Nie sądzę, by była aż tak niegrzeczna, by trzeba ją skuwać i zabierać na posterunek" - stwierdziła ciotka dziewczynki Candace Ruff. "Wzywać policję? To naprawdę pierwsza rzecz, jaka przyszła im do głowy?" - pytała matka dziewczynki Constance Ruff.