To przede wszystkim Afgańczycy, mieszkańcy Erytrei oraz Sudanu, którzy przebywali tam od kilku miesięcy, mieszkając - w najlepszym razie - w namiotach, a często nawet bez tego, na ziemi. W ciągu ostatnich czterech lat to już 59. podobna operacja z uchodźcami w Paryżu. Największa od roku. Didier Lallement, prefekt Paryża, twierdzi nawet, że największa w ogóle. I przede wszystkim - definitywna. Jak przekonuje, nie będzie żadnej tolerancji dla ponownego osiedlania się w tych miejscach. W postanowieniu o konieczności zlikwidowania tych dzikich obozów (niedaleko Porte de la Chapelle i na ulicy Wilsona w Saint-Denis, blisko Stade de France) paryska prefektura wskazywała, w jak fatalnych warunkach funkcjonują uchodźcy. Jak czytamy, nie tylko "jest pełno śmieci, ale wszędzie biegają też szczury, unosi się mdły odór moczu i odchodów". Z raportu wynika również, że "kilkaset osób to nosiciele różnych chorób, mający problemy gastryczne, dermatologiczne, a także inne urazy i traumatyzmy". Problem nie znika, co tydzień pojawiają się nowi uchodźcy Na fatalne warunki zwracał też uwagę Guillaume Schers z organizacji pozarządowej "Francja - kraj azylu". Jak mówił, sytuacja tych uchodźców była, pod każdym względem - psychologicznym, zdrowotnym i społecznym - nie do opisania. Problem polega na tym, że likwidacja w jednym miejscu i przeniesienie uchodźców gdzie indziej nie powoduje, że kłopot znika. Z szacunków paryskiego merostwa wynika bowiem, że co tydzień przybywa do francuskiej stolicy średnio około 70-80 osób więcej niż tych, które są przenoszone z likwidowanych obozów. Co stanie się z 1600 osobami, które zostały wydalone z dotychczasowej lokalizacji? Na razie zostały przeniesione do specjalnych miejsc w regionie paryskim, potem mają zostać poddani bardziej szczegółowym badaniom w przeznaczonych do tego centrach. Premier: Chcemy odzyskać kontrolę Trudno nie łączyć najnowszej akcji policji z nowymi wytycznymi z rządu. W środę premier Edouard Philippe przedstawiał w Zgromadzeniu Narodowym projekt działań, które władze zamierzają zastosować wobec imigrantów. Mówił m.in. że konieczne jest "odzyskanie kontroli nad polityką migracyjną". Wspominał W praktyce oznacza to, że podobne operacje będą z pewnością kontynuowane, choćby przy Porte d’Aubervilliers, niedaleko północnej obwodnicy Paryża. Z bardzo nieoficjalnych danych zbieranych przez organizacje pozarządowe wynika, że ponad połowa uchodźców z likwidowanych obozów ubiega się o azyl we Francji. Zdarzają się też tacy, jak cytowany przez "Le Monde" Sudańczyk Abdallah, który od ubiegłego roku jest w Paryżu, niedawno znalazł pracę przy utrzymywaniu porządku, ale mieszkał w tymczasowym obozie przy Porte de la Chapelle, bo nie mógł sobie pozwolić na nic innego. Wsiadając do autokaru, który wywoził uchodźców, mówił jedynie: "Boję się, że zostanę wywieziony daleko od Paryża". Remigiusz Półtorak