Zatrzymań dokonano na terenie kraju związkowego Badenia-Wirtembergia w południowo-zachodniej części Niemiec. Wcześniej doszło do przeszukania mieszkań domniemanych byłych esesmanów w tym landzie, a także w Hesji i Nadrenii Północnej-Westfalii. Zatrzymani podejrzani są o zabójstwa deportowanych więźniów.Śledztwo w tej części Niemiec obejmuje łącznie sześć osób. Podczas przeszukań zabezpieczono materiał dowodowy. Rzeczniczka prokuratury poinformowała, że pięciu podejrzanych odmówiło ustosunkowania się do zarzutów. Natomiast szósty przyznał, że był w Auschwitz, zaprzeczył jednak, jakoby uczestniczył w zabijaniu więźniów. Niemiecki urząd ds. ścigania zbrodni nazistowskich w Ludwigsburgu po zakończeniu wstępnego śledztwa skierował we wrześniu 2013 roku do prokuratur na terenie Niemiec sprawy przeciw 30 byłym strażnikom z KL Auschwitz. Właściwe dla miejsca zamieszkania podejrzanych prokuratury zdecydują autonomicznie o wniesieniu aktu oskarżenia po analizie materiału dowodowego oraz stanu zdrowia domniemanych strażników. Specjalizujący się w ściganiu zbrodniarzy hitlerowskich urząd w Ludwigsburgu (Badenia-Wirtembergia) nie ma uprawnień do samodzielnego wnoszenia aktów oskarżenia. Podejrzanym zarzuca się pomoc w morderstwach popełnionych w czasie wojny na terenie niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Oprócz 30 podejrzanych mieszkających w Niemczech pracownicy urzędu w Ludwigsburgu namierzyli siedmiu kolejnych domniemanych zbrodniarzy hitlerowskich przebywających na stałe za granicą - w Polsce, Izraelu, Chorwacji, Austrii, Brazylii, USA i Argentynie. W tych przypadkach właściwy sąd zostanie wskazany przez Trybunał Federalny. Miejsca zamieszkania dwóch poszukiwanych osób nie udało się ustalić - podała agencja dpa. Wdrożonym w kwietniu postępowaniem przygotowawczym objęto początkowo 50 osób. Okazało się jednak, że część z nich już nie żyje. Dawni strażnicy obozów koncentracyjnych byli do niedawna bezkarni, ponieważ niemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy. Ze względu na brak świadków zbrodni było to najczęściej niemożliwe. Przełomowe znaczenie dla ścigania sprawców tej kategorii przestępstw miało skazanie Johna Demjaniuka, strażnika w obozie w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu ponad 28 tys. więźniów, pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów. Zdaniem prokuratora Kurta Schrimma wyrok ten stworzył nową sytuację prawną, umożliwiającą podjęcie kroków przeciwko wszystkim osobom, które umożliwiały funkcjonowanie obozów zagłady, niezależnie od tego, czy nadzorowały komory gazowe, czy też zatrudnione były w obozowej kuchni.