Parę dni temu islamista z Francji zastrzelił 3 osoby przed Muzeum Żydowskim w Brukseli. Belgijskie służby specjalne są przekonane, że był to zamach na tle rasistowskim.Zaniepokojony jest również Związek Zawodowy Policji (GdP). Szacuje, że na terenie Niemiec przebywa obecnie około 2000 islamistów, w każdej chwili gotowych do użycia siły, tak jak to miało miejsce w Belgii.Szef GdP Rainer Wendt informuje, że w Niemczech gwałtownie rośnie liczba islamistów. Nie stronią ani od ataków na instytucje publiczne, ani też na przedstawicieli państwa. Zamachowiec z Brukseli działał w pojedynkę. Nie był związany z żadną zorganizowaną grupą terrorystyczną. Eksperci nazywają to "samoradykalizacją". Część islamistów z Europy, przyłączyło się do bojowników walczących w Syrii przeciwko siłom Assada. Dobrze wyszkoleni i zaprawieni w walce wracają obecnie do swoich krajów w Europie, również do Niemiec. Muzułmańscy ekstremiści mieszkający w Niemczech, to przeważnie salafici, twierdzi Wendt. Jak zapewnić bezpieczeństwo? Niemieckie służby specjalne nie od dzisiaj zastanawiają się nad tym, jak chronić obywateli przed potencjalnymi atakami pojedynczych zamachowców. Przypadek z Brukseli raz jeszcze unaocznił, że takie zagrożenie jest realne.Monitorowanie osób podejrzanych jest zdaniem przewodniczącego związku policji mało prawdopodobne, ponieważ już samo obserwowanie pojedynczej osoby wiąże się ze skomplikowanymi regulacjami prawnymi.Wendt wierzy w niezawodność policji i jest przekonany, że służby specjalne poradzą sobie w razie podobnego ataku na jakąkolwiek instytucję żydowską. Popiera postulat rządu belgijskiego, by wzmocnić obserwację podejrzanych osób. - W walce z terroryzmem nie ma "złotego" środka, twierdzi ekspert ds. terroryzmu Rolf Topfhoven. Uważa natomiast, że ważna jest praca tajnych służb, które mogą udaremnić planowany atak.AFP / Małgorzata Mieńko, Redakcja Polska Deutsche Wellered. odp.: Iwona D. Metzner