W obozowisku na możliwość nielegalnego wyjazdu do Wielkiej Brytanii oczekiwało około tysiąca imigrantów, głównie z Afganistanu, Iranu i Pakistanu. Większość uciekła stąd jeszcze przed obławą. Policja przystąpiła do likwidacji obozowiska wcześnie rano: obóz otoczono, ostrzegając przez megafony pozostających tam ludzi. Następnie zaczęto wyprowadzać imigrantów do podstawionych pojazdów policyjnych. Na miejscu pojawił się także francuski minister ds. imigracji Eric Besson. Tuż przed rozpoczęciem policyjnej akcji doszło do starcia funkcjonariuszy z grupą obrońców praw człowieka, protestujących przeciwko likwidacji obozu. Władze francuskie argumentowały, iż koczowisko nie jest placówką humanitarną, lecz obozem stworzonym przez gang przemytników ludzi. - Nie pozwolimy by we Francji panowało prawo dżungli - powiedział Besson dziś rano w wywiadzie dla radia RTL. Likwidacji obozowiska domagali się od dłuższego czasu okoliczni mieszkańcy, oskarżając koczujących tam ludzi o rozboje i kradzieże. Rząd Francji ogłosił decyzję o likwidacji "dżungli" w ubiegłym tygodniu, m.in. ze względów epidemiologicznych. W obozie setki ludzi mieszkają w namiotach i budach ze sklejki czy kartonu, oczekując na szansę wyjazdu. Zdaniem władz, większość została sprowadzona do Francji przez gangi, zajmujące się przemytem ludzi. Jeden z imigrantów - 24-letni nauczyciel angielskiego z północnego Afganistanu - ujawnił, że za przerzucenie go z Afganistanu do Calais zapłacił 10 tys. euro. Minister Besson powiedział wczoraj na unijnym spotkaniu w Brukseli, że około 180 mieszkańców obozowiska wystąpiło o udzielenie im prawa azylu we Francji, a 180 innych przyjęło ofertę pomocy francuskiego rządu w powrocie do kraju pochodzenia. Pozostali - jak zapowiedział Besson - będą przymusowo wydalani z Francji. Obozowisko w Calais powstało w 2002 roku, gdy zamknięto podmiejski ośrodek Czerwonego Krzyża dla imigrantów w Sangatte, także wykorzystywany przez przemytników ludzi.