Choć sam nie ma belgijskiego obywatelstwa, Lech mógł - zgodnie z ordynacją wyborczą do Parlamentu Europejskiego - startować do wyborów z listy belgijskiej jako mieszkaniec Brukseli. Był jedynym Polakiem startującym w eurowyborach w Belgii i liczył na poparcie tutejszych Polaków i Belgów wywodzących się z powojennej polskiej emigracji. - Jestem bardzo zadowolony, bo okazało się, że byliśmy w stanie przekonać bardzo dużą grupę Polaków do tego, żeby tutaj głosowali. Jestem szczęśliwy, że Polacy zmobilizowali się za granicą, zobaczyli, że można - powiedział. Startujący z czwartego miejsca Lech zdobył kilka tysięcy głosów - co oznacza, że głosowali na niego nie tylko Polacy, bo tych na listy wyborcze zapisało się w Brukseli ok. 1350. Partia Ecolo osiągnęła znakomity wynik - ponad 23 proc. głosów francuskojęzyczych, starczyło ich jednak tylko na dwa mandaty, które przypadły liderom listy. W sumie w nowym Parlamencie Europejskim zasiądzie 53 eurodeputowanych Zielonych - wynika ze wstępnych danych PE - o dziesięciu więcej, niż w poprzedniej kadencji. - Sukces zawdzięczamy naszemu programowi odpowiedzi na kryzys ekonomiczny, który przedstawiliśmy w całej Europie. Znalazł on akceptację, co pokazuje, że polityka europejska nie może iść nadal w tę samą stronę, co teraz. Ludzie mają już tego trochę dosyć - ocenił. Lech zapowiedział, że będzie kontynuował pracę w Parlamencie Europejskim jako doradca frakcji Zielonych ds. Polski i innych nowych państw UE, gdzie Zieloni są wciąż bardzo słabi. - Uważam, że w Polsce potrzebna jest alternatywa dla duopolu PO-PiS, którą - mam nadzieję - stworzą młodzi ludzie. Chętnie bym się w coś takiego włączył - zadeklarował.