Polacy ze wschodniej Ukrainy boją się nasilenia walk separatystów. Prorosyjscy żołnierze mogą znów użyć zabronionych moździerzy i dział artyleryjskich. - Tu nikt nie ma już nadziei na zakończenie walk - mówi Andrzej Iwaszko, prezes polsko-ukraińskiego stowarzyszenia w Mariupolu. - Widzimy nasilenie używania zabronionej broni, wskazanej w umowach z Mińska. Bojownicy dążą do tego, by obejść, okrążyć Mariupol. Nie przestrzegają żadnych zasad, prowokują wojska ukraińskie - dodaje Iwaszko. Cisza przed burzą? - Nie można czekać na jakieś tragiczne skutki - kontynuuje Iwaszko. - To niby daleko, ale to także Europa. Dlatego także Europa powinna reagować; to są także jej granice. Na szczęście, ostatnio nie było ostrzałów, choćby takich, jak ponad tydzień temu, gdy ostrzelano wybrzeża Mariupola. Wtedy zginęły dwie osoby, a sześć zostało rannych, w tym dziesięcioletnie dziecko, które straciło stopę - relacjonuje. Do tych ataków dochodziło wieczorami i nocą. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych twierdzi, że w tej sprawie może zrobić niewiele. Ostatnia ewakuacja Polaków była w styczniu i odbywała się w miejscach kontrolowanych przez separatystów. Teraz, oficjalnie, Mariupol jest kontrolowany przez Ukrainę. Oficjalna odpowiedź biura prasowego MSZ w tej sprawie brzmi: Zrealizowana w styczniu br. ewakuacja osób polskiego pochodzenia z Donbasu obejmowała wyłącznie osoby znajdujące się na terenach kontrolowanych przez separatystów. Inne rejony, np. Mariupol znajdują się na terenach kontrolowanych przez Ukrainę. Wszystkie osoby z terenu działań wojennych, które zgłosiły się do ewakuacji, zostały ewakuowane. Niektóre z nich zrezygnowały z ewakuacji z własnej woli. Akcja ta miała charakter jednorazowy. Polski Konsulat w Charkowie jest w stałym kontakcie z miejscową Polonią oraz udziela jej pomocy rzeczowej i materialnej.Niestety nikt w MSZ nie potrafił wyjaśnić, co w sytuacji, gdyby Mariupol zajęli separatyści. Jak wtedy ewakuować Polaków? Oficjalne stanowisko resortu to: "nie ingerowanie w wewnętrzną politykę Ukrainy". Na walizkach Nasi rodacy czują się zagrożeni, są w ciągłym napięciu. - To codzienność, że nie wiesz, co będzie jutro. To czekanie na ofensywę. Szacuje się, że na granicach Ukrainy może pojawić się około 50 tysięcy rosyjskich żołnierzy. Od 9 do 12 tysięcy żołnierzy już jest - wylicza Andrzej Iwaszko. Polacy na wschodzie Ukrainy żyją w ciągłym napięciu już od ponad roku. Stowarzyszenie zebrało już listę niemal stu osób, które chcą wrócić do Polski. - To osoby z udokumentowanym polskim pochodzeniem, Kartą Polaka, zdecydowani na wyjazd. Część z tych ludzi nocuje codziennie w piwnicach. Teraz na liście mamy 97 osób - zdradza szef polsko-ukraińskiego stowarzyszenia w Mariupolu. (mpw) Romuald Kłosowski