Chcą oni reprezentować w lokalnych władzach około 1000 Polaków, którzy w minionych latach osiedlili się na tych terenach, skuszeni m.in. korzystnymi cenami nieruchomości oraz świadczeniami socjalnymi. To nie podoba się jednak silnej w tym regionie skrajnej prawicy. Trzytysięczne miasteczko Loecknitz, gdzie mieszka ponad 200 Polaków, oklejone jest plakatami wyborczymi Narodowo- Demokratycznej Partii Niemiec (NPD). Podtekstu haseł, bijących w oczy z tablic zawieszonych na co drugiej latarni przy głównej drodze, łatwo się domyślić: "Granica szczelna dla kryminalistów" czy "Praca zamiast imigracji". - To oburzające dla nas, Polaków. Natykamy się na te plakaty na każdym kroku - ubolewa Katarzyna Werth, kandydatka do rady gminy Loecknitz z listy Polsko-Niemieckiego Stowarzyszenia "Pomeraniak". 29-letnia mieszkanka przygranicznego miasteczka ukończyła miejscowe polsko-niemieckie liceum. Studiowała w Niemczech i wyszła za mąż za Niemca. Jak mówi, chce wejść do władz gminy, by pomóc mieszkającym tu rodakom poradzić sobie z pewnymi problemami, jak nieznajomość języka czy kłopoty z załatwianiem spraw urzędowych. Pani Werth nie jest jedyną polską kandydatką. Lokalni działacze Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Niemiec (CDU) wpisali na swoją listę wyborczą Dorotę Siudę-Pankau, która z rodziną przeprowadziła się ze Szczecina do oddalonego o 20 km Loecknitz. Jak opowiada 36-letnia Polka, chadeków zainteresował jej projekt: utworzenie w miejscowości klubu dla dzieci i młodzieży. - Od kilku lat Polacy mieszkają w naszym mieście. Chcemy poznać ich problemy, a oni powinni lepiej poznać nas, angażować się w życie miasta - tłumaczy kandydat CDU na burmistrza Detlef Ebert. Kandydaci przyznają jednak, że przed nimi jest jeszcze zadanie dotarcia do polskich wyborców z informacją na swój temat oraz przekonanie ich, by w ogóle poszli do urn. Wielu polskich mieszkańców nie wie nawet, że może głosować w wyborach komunalnych. - A skoro tu mieszkamy, powinniśmy też decydować o rozwoju regionów, angażować się w jego sprawy - uważa Jarosław Wieczorek, szef firmy Romag Nord w Pasewalku i kandydat do rady powiatu oraz rady miasta. Startuje z list obywatelskiej inicjatywy "Wir in Pasewalk" ("My w Pasewalku") i chciałby nie tylko reprezentować głos 90 rodzin z Polski, mieszkających w 11-tysięcznym mieście. - Pasewalk powinien być atrakcyjny i dla mieszkańców, i dla przedsiębiorców. Musi się więcej dziać, by ludzie stąd nie uciekali - mówi. W 2006 r. poznański Romag, którego Wieczorek jest współwłaścicielem, otworzył zakład w Pasewalku, zatrudniając głównie niemieckich pracowników. Jak przyznaje przedsiębiorca, jednym z motywów inwestycji była możliwość umieszczenia na etykietach produktów informacji "Made in Germany" - "Wyprodukowano w Niemczech", która budzi większe zaufanie klientów. Zakład produkuje specjalistyczne narzędzia do montażu samochodów. W związku z kryzysem nastąpiło jednak załamanie branży motoryzacyjnej, co odczuwa też firma Wieczorka; musiał zwolnić połowę z 26 zatrudnianych osób. Recesja gospodarcza, duże bezrobocie trapią mieszkańców Meklemburgii-Pomorza Przedniego od dawna. Według opublikowanego niedawno "Niemieckiego atlasu biedy" land ten jest najuboższym regionem Niemiec. To jedna z przyczyn, dla których do sfrustrowanych mieszkańców trafiają populistyczne hasła, głoszone przez ekstremistów z NPD. W 2006 r. partia ta wprowadziła sześciu posłów do parlamentu krajowego Meklemburgii; w samym Loecknitz głosowało na nią 20,7 proc. wyborców. Jeśli w wyborach komunalnych NPD osiągnie tak dobry wynik, będzie to znak, że integracja Polaków w Loecknitz nie powiodła się - ocenia polski przedsiębiorca z miasteczka Jan Rybski. Twierdzi on, że odrzucił propozycję kandydowania w wyborach komunalnych. - Na start Polaków jest za wcześnie. Większość nie jest aktywna, traktują Loecknitz jak sypialnię, a pracują w Polsce. To, że kilku zdecydowało się na kandydowanie, tylko rozpaliło niedobre emocje, czego dowodem jest kampania skrajnej prawicy - uważa Rybski. To neofaszystów obwiniano o antypolskie incydenty na początku 2008 r. w Loecknitz. Wandale zniszczyli wówczas samochody z polskimi tablicami rejestracyjnymi. Teraz NPD nawołuje, by "Loecknitz pozostało niemieckie". Do rady gminy wystawiła aż siedmiu kandydatów. Zastępca starosty powiatu Uecker-Randow Dennis Gutgesell zaprzecza jednak, by duże poparcie dla NPD związane było wprost z polskim osadnictwem na tych terenach. - To efekt ludzkiej frustracji trudną sytuacją gospodarczą, brakiem perspektyw oraz lokalnymi problemami - ocenia. Także zagadnięci na ulicy niemieccy mieszkańcy na pytanie o polskich kandydatów jedynie wzruszają ramionami, mówiąc: - Nie widzę problemu. - Myślę, że jednak niebawem będziemy mieli w radach gminnych i powiatowych polskich kolegów - dodaje Gutgesell. Wybory komunalne w Meklemburgi-Pomorzu Przednim odbędą się 7 czerwca, wraz z wyborami do Parlamentu Europejskiego.