- Ten maraton to wielkie święto. Jest jak zabawa sylwestrowa na wiosnę; nieważne, jak szybko biegasz, ważny jest udział w tym wspólnym spektaklu - opowiada młody profesor prawa Uniwersytetu Massachusetts Adam Sulkowski, który w prestiżowym maratonie wystartował w poniedziałek po raz 16. Maraton Bostoński jest najstarszym biegiem, organizowanym co roku od 1897 r. w stolicy stanu Massachusetts. Sulkowski ukończył bieg z dobrym rezultatem 2:50, znacznie wcześniej, zanim wybuchły przy mecie dwie bomby, zabijając trzy osoby i raniąc ponad 170. Był niedaleko, ale w metrze i nie słyszał eksplozji. - Kiedy się dowiedziałem, że to eksplozje, pomyślałem, że to może jakieś fajerwerki" - opowiada. Później, gdy zrozumiał, co się stało, "radość z biegu zmieniła się w smutek i poczucie niepewności". - Było tyle różnych plotek, nikt nie wiedział, co będzie dalej, czy będą inne eksplozje - wyjaśnia. Przyznaje, że teraz ma mieszane uczucia. Z jednej strony rozumie, jak ogromna to tragedia dla ofiar, z drugiej odczuwa ulgę, że nie było więcej ofiar. - Z okazji tego maratonu na ulicach są tak ogromne tłumy, podobne do tych, jakie towarzyszyły mistrzostwom Euro w Warszawie. Dlatego tam mogło zginąć znacznie więcej osób. Nie trzy, ale trzysta albo trzy tysiące - mówi. Według policji maraton, w którym startowało około 23 tys. osób, w połączeniu z obchodzonym w poniedziałek stanowym świętem patriotyzmu przyciągnął na uliczne obchody nawet 500 tys. dopingujących biegaczy widzów, mieszkańców i turystów. Adam zapewnia, że za rok znowu wystartuje w maratonie, choć spodziewa się większych środków bezpieczeństwa. - Może będzie jak w sylwestra na Times Square w Nowym Jorku w Nowy Rok, gdzie tego dnia kontrolowana jest każda osoba pragnąca znaleźć się w wydzielonym obszarze - zastanawia się młody naukowiec. Większość studentów na Harvard University spędziła poniedziałkowe popołudnie na zajęciach. Harvard jako jedna z nielicznych instytucji nie obchodziła bowiem stanowego święta Patriots' Day, upamiętniającego pierwszą bitwę z wojskami brytyjskimi podczas amerykańskiej wojny o niepodległość w 1775 roku. - Ale na zajęciach wszyscy wpatrywali się w telefony i próbowali skontaktować z tymi, którzy wybrali się na maraton, by upewnić się, że są bezpieczni - opowiada doktorant tej uczelni Andrzej Nowojewski. - Trzeba było polegać na Twitterze i e-mailach, bo telefonię komórkową wyłączono w obawie, że ktoś mógłby za pomocą telefonu zdetonować kolejny ładunek - wyjaśnia Nowojewski. Polacy lub studenci polskiego pochodzenia studiujący na Harvardzie znają się, bo jest ich raptem kilkudziesięciu. Szybko mailowo ustalili, że wszyscy są cali i zdrowi. - Teraz wszyscy zastanawiają się, kto to zrobił, bo nikt się wciąż nie przyznał do zamachów. To mogli być prawicowi ekstremiści wykorzystujący święto 15 kwietnia przeciwko rządowi i podatkom - zastanawia się Nowojewski.