- Ukraińskie społeczeństwo nie otrzymuje z telewizji czy gazet obrazu rzeczywistości: dostaje informacje, za które zapłacono. O tym, co pokazywać i co mówić, decydują przeważnie politycy i ich pieniądze - powiedziała dyrektor kijowskiego Instytutu Informacji Masowej Wiktoria Sjumar. Uczestnicy seminarium podkreślali, że zjawisko kupowania materiałów dziennikarskich było na Ukrainie szczególnie wyraźnie widoczne w czasie kampanii przed wcześniejszymi wyborami parlamentarnymi 30 września. - W niektórych stacjach telewizyjnych nie było "normalnych" informacji dziennikarskich. Prawie wszystko, co emitowano w wiadomościach, było kupione - mówił dziennikarz telewizji informacyjnej Kanał 5 Jehor Sobolew. Jako inicjator zapoczątkowanej w ubiegłym miesiącu akcji "Nie sprzedamy się" Sobolew zauważa, że "wielu ukraińskich dziennikarzy nie widzi żadnego problemu w tym, że realizują materiały zamówione i opłacone". Tymczasem, jak zaznaczył, "dziennikarz jest jak aktor: albo gra na scenie teatralnej, albo w filmie pornograficznym - wybór zależy od niego". Niestety, zrozumienia tego problemu wśród ukraińskich dziennikarzy nie widać. - Do tej pory przyłączyło się do nas tylko 50 osób - mówi Sobolew. Polscy uczestnicy kijowskiego seminarium - dziennikarze TVN24, "Tygodnika Powszechnego" i "Gazety Wyborczej" - pocieszali ukraińskich kolegów, że w środowisku dziennikarskim naszego kraju korupcja również istnieje, choć nie jest problemem tak masowym, jak na Ukrainie. - W Polsce korupcja w mediach nie ma charakteru systemowego. Udało się nam stworzyć media publiczne i silne media komercyjne, dla których najważniejsza jest wiarygodność. Właśnie to jest głównym sposobem walki z korupcją i przed takimi wyzwaniami stoi dzisiejsza Ukraina. Wiarygodność jest dla mediów największym kapitałem - powiedział Marcin Wojciechowski z "Gazety Wyborczej".