Polacy oskarżeni. "Kradli rowery w Holandii, sprzedawali rodakom"

Oprac.: Paweł Basiak
Trzech Polaków uczyniło z kradzieży rowerów elektrycznych międzynarodowy biznes - twierdzą holenderscy prokuratorzy. Oskarżeni w wieku 37 do 47 lat mieli kraść "na zamówienie", nielegalnie przewozić sprzęt do Polski i nadawać podrobione numery ram.

Dochodzenie w sprawie kradzieży rowerów ruszyło w 2017 r. Wtedy też zatrzymano kilku podejrzanych pochodzących z Polski. Policja zabezpieczyła m.in. fałszywe numery rejestracyjne i przerobione ramy rowerów.
Trzech Polaków z zarzutami
Trzech Polaków, którzy uczestniczyli w poniedziałkowym przesłuchaniu są przedstawiani jako "organizatorzy" całego procederu. 47-latek miał zatrudniać wiele osób, które zajmowały się przewożeniem rowerów do Polski. Prowadził też legalne firmy zarejestrowane w Holandii i w Polsce służące jako "przykrywki".
Prokuratura twierdzi, że prawą ręką właściciela firm był jego 37-letni kolega. W Wateringen miał pilnować, by rowery opuszczały Niderlandy z podrobionymi numerami ram. Do procederu miało też dochodzić na terenie Hagi, Rotterdamu i Rijswijk.
Trzeci podejrzany ma 44-lata. Polak miał ściśle współpracować z 37-latkiem. Zespół obserwacyjny policji widział, jak pomaga w pakowaniu i transporcie skradzionych rowerów. Winę mężczyzny mają potwierdzać przechwycone rozmowy telefoniczne.
"To nie była zwykła kradzież"
Prokurator zażądał kary pięciu lat więzienia wobec 47 i 44-letnich podejrzanych oraz kary 2,5 roku pozbawienia wolności dla 37-latka.
- To nie były zwykłe kradzieże rowerów. Dokonywano ich na zamówienie, wywożono tak szybko, jak to możliwe - ocenił prokurator cytowany przez dziennik "Algemeen Dagblad".
Polacy przekonują, że są niewinni. Sąd ma wydać wyrok w sprawie na posiedzeniu za dwa tygodnie.