Środa była drugim dniem procesu w sprawie, która kilka lat temu poruszyła całą Francję. Do tragicznych zdarzeń doszło we wrześniu 2002 roku na siódmym piętrze kamienicy w Neuilly-sur-Seine pod Paryżem. W następstwie awarii instalacji elektrycznej wybuchł pożar w maleńkim pokoju, o powierzchni 9 m kw., wynajmowanym przez dwoje Polaków - Waldemara W. i jego córkę Ewę. Podczas podjętej natychmiast akcji ratunkowej zginęło w płomieniach pięciu strażaków w wieku od 22 do 27 lat. Zarzut "nieumyślnego spowodowania śmierci" postawiono trzem osobom: francuskiej właścicielce mieszkania oraz dwójce polskich lokatorów. Odpowiadają oni za podłączanie do prądu wielu różnych urządzeń elektrycznych (m.in. telewizora, grzałki, kuchenki, wentylatora) równocześnie, podczas gdy wadliwa, jak stwierdzono, instalacja mogła wytrzymać pracę tylko jednego z nich. Główny lokator, 58-letni murarz Waldemar W. i jego córka bronili się przed stawianym im zarzutem nieumyślnego wywołania pożaru. - Nie zrobiliśmy nic nieostrożnego, nic niezręcznego - powiedziała przed sądem 27-letnia Ewa W. Twierdziła także, że nie wywieszała mokrej bielizny nad telewizorem, co mogło, według śledztwa, doprowadzić do spięcia i w jego następstwie do pożaru. Żaden z trójki oskarżonych nie przyznał się także do wymiany ołowianych elementów instalacji na miedziane, w wyniku czego w momencie spięcia bezpieczniki nie zadziałały. 58-letnia właścicielka mieszkania także odrzuciła zarzuty, wyrażając zarazem "głębokie współczucie" rodzinom ofiar. - Wiedziałam, że instalacja nie była wymieniana od 1981 roku, ale nie miałam pojęcia, że było to tak niebezpieczne - oświadczyła przed sądem. Proces będzie kontynuowany w czwartek. Dochodzenie wyjaśniło, że pięciu strażaków zginęło w wyniku starcia z ognistą kulą o temperaturze ponad 1000 stopni, wytworzoną przez nagromadzenie ciepła w małym pomieszczeniu (rzadkie zjawisko określane jako rozgorzenie - flashover).