Ze 115 ambasadorów UE żaden nie pochodzi z Polski. Z raportu PISM wynika, że europejska polityka zagraniczna, tworzona na mocy traktatu lizbońskiego, nie uwzględnia naszych doświadczeń, ani tym bardziej interesów. Służba dyplomatyczna jest narzędziem w rękach starej Europy. Tylko dwóch dyplomatów pochodzi z tzw. nowej Unii. Większość stanowisk obsadzili Francuzi, Włosi, Belgowie i Niemcy. Węgier reprezentuje Unię w Norwegii, a Litwin - w Afganistanie. O wyborze nie decydowała znajomość języków czy regionu. Ambasadorem w Rosji jest Hiszpan, na Ukrainie - Portugalczyk, w Armenii - Włoch, a w Azerbejdżanie - Belg. Oprócz Rosji pozostałe trzy kraje są objęte projektem Partnerstwa Wschodniego, któremu patronuje Polska. Niestety nie będziemy tam mieli dyplomaty w randze ambasadora. Podobnie jest w centrali tzw. unijnego MSZ. Ponad 90 proc. kadr stanowią obywatele starej Unii. "Mamy do czynienia z nadreprezentacją obywateli 11 państw (...) Zaniżona jest reprezentacja 16 państw, w tym Polski", napisano w analizie PISM. Równowaga płci, to również mit. Jak wyliczył Instytut kobiety kierują tylko 10 proc. delegatur UE. Zgodnie z traktatem lizbońskim unijna służba dyplomatyczna, której budżet opiewa na 9,5 mln euro rocznie, miała zacząć działać wiosną 2010 r. Jak jednak przyznała szefowa Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych Catherine Ashton unijne MSZ nie powstanie przed końcem tego roku.