Tamtejsza ulica zdecydowanie opowiedziała się jednak po stronie Osamy bin Ladena. Podobny dwugłos pojawił się w Egipcie. Władze w Kairze uznały, że USA mają prawo do odwetu, wyraziły jednak zaniepokojenie losem cierpiącej ludności Afganistanu. Natomiast we wszystkich większych miastach kraju odbyły się demonstracje antyamerykańskie. Turcja - jedyny kraj muzułmański należący do NATO wyraziła nadzieję, że operacja przeciwko Talibom i międzynarodowej siatce terrorystycznej będzie krótka i nie spowoduje większych ofiar wśród ludności cywilnej. Amerykańskie działania w pełni poparła Jordania. Państwo to podkreśla jednak, że wojna przeciwko terrorystom musi skoncentrować się na rozwiązaniu konfliktu bliskowschodniego. Rząd Jordanii podkreśla, że odrzuca wszelkie "akty terroru". Natomiast przeciwko nalotom opowiedziały się Irak, Iran, Liban i Sudan. Przeciwko amerykańskiej operacji w Afganistanie protestowano wczoraj także w Europie. Ponad dziesięć tysięcy przeciwników amerykańskiej interwencji zbrojnej wyszło na ulice niemieckich miast, aby zaprotestować przeciwko nalotom i oddać hołd ofiarom ataków. Tylko w Berlinie około trzech tysięcy osób domagało się natychmiastowego zakończenia amerykańskiej operacji wojskowej przeciwko Talibom. Wezwali ponadto rząd Niemiec do wycofania poparcia dla administracji Georga W. Busha. Do protestu przyłączyli się uczniowie berlińskich szkół, którzy zebrali się przed siedzibą niemieckiego MSZ. Do antywojennych demonstracji doszło także w Dreźnie, Hamburgu, Bremie i kilku innych mniejszych miastach Niemiec. Ich uczestnicy oddali hołd ofiarom amerykańskich nalotów i domagali się zaprzestania interwencji. Amerykańska operacja w Afganistanie wywołała też sprzeciw części Hiszpanów. W Madrycie ponad tysiąc osób protestowało przeciwko nalotom. Jeden z organizatorów wiecu powiedział, że świat powinien dążyć do sprawiedliwości, a nie do rewanżu. Wcześniej socjalistyczna opozycja wezwała rząd, by zanim zdecyduje o wysłaniu żołnierzy w rejon konfliktu, zapytał o zdanie parlamentu.