Lokale wyborcze otworzono o godz. 7.00 czasu lokalnego (6.00 czasu polskiego); będą czynne 12 godzin. Wstępne wyniki znane będą w poniedziałek. 5,9 mln uprawnionych do głosowania mieszkańców Zimbabwe wyłoni posłów, senatorów oraz członków lokalnych rad. Za najważniejsze uważa się jednak wybory prezydenckie, w których rządzący krajem nieprzerwanie od 28 lat - najpierw jako premier, później prezydent - Robert Mugabe może zostać odsunięty od władzy. Sam Mugabe odrzucił w sobotę oskarżenia o fałszowanie wyborów, padające z ust jego rywali. Oświadczył, że z pewnością zostanie wybrany na kolejną, 6. już kadencję. Oprócz Mugabego, sekretarza rządzącej partii Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe - Front Patriotyczny (ZANU-PF), w wyborach prezydenckich kandyduje przewodniczący największej partii opozycyjnej Ruch na rzecz Zmian Demokratycznych (MDC) Morgan Tsvangirai oraz Simba Makoni, były minister finansów z ramienia ZANU-PF. W lutym tego roku Makoni został wykluczony z szeregów ugrupowania, gdy zdecydował się startować w wyborach. Tsvangirai, który przed sześcioma laty przegrał nieznacznie wybory - przez niezależnych obserwatorów zgodnie uznane za sfingowane - wezwał w piątek swoich zwolenników do pozostania w punktach wyborczych aż do momentu rozpoczęcia podliczania głosów, aby zapobiec ewentualnym fałszerstwom. Lider opozycji zaapelował również do służb bezpieczeństwa, jawnie sprzyjających Mugabemu, aby nie angażowały się w oszustwa wyborcze. Zimbabwe, dawniej brytyjska kolonia pod nazwą Rodezja Południowa, uchodziła za spichlerz Afryki. Wskutek przeprowadzonych przez prezydenta Mugabego reform, zwłaszcza odebrania ziemi białym farmerom i rozparcelowania jej między swoich zwolenników, kraj pogrążył się w głębokim kryzysie gospodarczym. Najdobitniejszym tego przejawem jest sięgająca 100 tys. proc. inflacja; bezrobocie przekracza 80 proc.