Brexit stanie się faktem o północy czasu polskiego z 31 stycznia na 1 lutego 2020 roku. Jak jednak podkreśla londyński korespondent RMF FM Bogdan Frymorgen - kanał La Manche nie od razu zacznie się poszerzać. Uzgodniony z Brukselą okres przejściowy gwarantuje obu stronom czas na przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości. Na pierwszy rzut oka zmieni się więc niewiele. Istotna zmiana Do końca roku będziemy mogli wjeżdżać do Wielkiej Brytanii bez wizy: z paszportami i dowodami osobistymi w ręku. Nadal honorowane będą - Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ) i narodowe prawa jazdy, nie zmienią się zasady roamingu w połączeniach telefonicznych. Już w momencie wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii nastąpi natomiast jedna istotna zmiana: Londyn przestanie mieć swego reprezentanta w Komisji Europejskiej, a także automatycznie wdroży do swego kodeksu wszystkie unijne przepisy prawne, które później będą stopniowo modyfikowane lub odrzucane. Równocześnie - choć formalnie nie będzie już częścią Wspólnoty - będzie nadal wypełniać zobowiązania budżetowe. Czego można się spodziewać? Okres przejściowy powinien zakończyć się za 11 miesięcy, wraz z końcem roku. Londyn i Bruksela mają nadzieję wypracować do tego czasu przyszłe regulacje dot. handlu, bezpieczeństwa i współpracy naukowej. Należy spodziewać się także wprowadzenia imigracyjnego systemu punktowego, który w procesie przyznawania pozwoleń na podjęcie pracy kładł będzie większy nacisk na kwalifikacje kandydatów i potrzeby brytyjskiego rynku. W tym zakresie obywatele Unii Europejskiej pragnący osiedlić się na Wyspach zrównani zostaną z przybyszami z innych krajów świata. Londyn nie planuje natomiast wprowadzenia wiz. Według wstępnych ustaleń, obywatele UE będą mogli przebywać na Wyspach w każdym półroczu do 90 dni. Wraz opuszczeniem Unii Europejskiej Wielka Brytania porzuci także obowiązujące we Wspólnocie regulacje celne - ale i to nastąpi dopiero po zakończeniu okresu przejściowego. Firmy pragnące utrzymać współpracę handlową będą zmuszone do wypełniania deklaracji celnych, co znacznie utrudni wymianę towarów i może doprowadzić do wzrostu kosztów operacyjnych. Prawdziwą cenę brexitu Europa zacznie więc odczuwać dopiero od 2021 roku. Status osiedlonego Dla Polaków, którzy mieszkają i będą chcieli nadal mieszkać na terytorium Zjednoczonego Królestwa, kluczową kwestią będzie uzyskanie statusu osiedlonego, o który powinni postarać się jak najszybciej. Wniosek w tej sprawie muszą złożyć do końca czerwca 2021 roku. Bez trudu status osiedlonego mogą uzyskać osoby, które przebywają w Wielkiej Brytanii od ponad pięciu lat i mogą to udowodnić. Przebywający na Wyspach krócej otrzymają status tymczasowy, który po dopełnieniu wymaganego okresu będzie można zamienić na stały. "To nie jest status, który pyta nas o podatki, czy pracowaliśmy legalnie, czy wynajmowaliśmy mieszkanie lub czy nasze dzieci chodziły do szkoły" - mówi Bogdanowi Frymorgenowi Barbara Drozdowicz z East European Resource Centre - organizacji bezpłatnie pomagającej przybyszom z Europy Wschodniej. Jak zaznacza: "Istotne jest to, czy łącznie w ciągu ostatnich dziesięciu lat przebywaliśmy na Wyspach przez więcej niż pięć lat". Według wstępnych statystyk, 59 procent ubiegających się o status osiedlonego już go otrzymało, zaś pozostałym 41 procentom przyznano jego tymczasową wersję. Osoby myślące natomiast o osiedleniu się na Wyspach po brexicie, do końca czerwca 2021 roku będą mogły złożyć wniosek o uzyskanie tymczasowego statusu osiedlonego. Po tym terminie obowiązywać nas będą zasady wspomnianego wcześniej imigracyjnego systemu punktowego. Barbara Drozdowicz przestrzega, by nie zwlekać z dopełnieniem procedur związanych z przyznawaniem statusu osiedlonego. "Znam ludzi: potrafią czekać do ostatniej chwili, a system informatyczny brytyjskiego MSW już się w przeszłości blokował. Jeśli więc zamierzcie pozostać na Wyspach, lepiej pospieszyć się z dopełnieniem formalności" - podkreśla. Według dostępnych danych, w systemie zarejestrowało się już prawie pół miliona Polaków - to niewiele ponad 50 procent naszych rodaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Oznacza to, że niemal połowa jeszcze tego nie zrobiła. Studia na Wyspach, czyli wielki znak zapytania po 2020 roku Brexit może również zmienić zasady dotychczasowej współpracy akademickiej pomiędzy Wielką Brytanią a resztą Europy. Powodów do obaw nie mają ci, którzy już studiują na uczelniach w Wielkiej Brytanii, a to prawie 140 tysięcy studentów z innych krajów Unii Europejskiej, w tym ponad 6600 studentów z Polski. Co natomiast oznaczać będzie brexit dla przyszłych kandydatów na studia na brytyjskich uczelniach? W roku akademickim, który rozpocznie się jesienią 2020, obowiązywać będą dotychczasowe zasady. Czesne za studia licencjackie wynosić będzie 9250 funtów rocznie. Studenci będą mogli także uzyskać pożyczkę na pokrycie 100 procent wydatków obejmujących zarówno czesne, jak i koszty utrzymania - zaczną ją spłacać dopiero wtedy, gdy ich pensja przekroczy 25 tysięcy funtów rocznie, a po 30 latach pożyczka będzie umarzana. Te zasady utrzymają się w mocy do końca okresu przejściowego po brexicie, czyli do końca tego roku. Nie wiadomo natomiast, jakie reguły będą obowiązywać w latach kolejnych. Jeśli rząd w Londynie podejmie decyzję o zrównaniu statusu studentów z Unii Europejskiej ze statusem studentów z innych krajów, to nauka na brytyjskich uczelniach stanie się dla nas znacznie droższa. W tej chwili za studia na niektórych specjalistycznych kierunkach - np. na medycynie - studenci spoza Wspólnoty płacą nawet 38 tysięcy funtów rocznie. Brytyjskim uczelniom zależy jednak na przyciąganiu zagranicznych studentów - i ich pieniędzy - więc kwestia ta będzie musiała zostać rozwiązana rozsądnie. "Obcięcie funduszy unijnych dla brytyjskich uniwersytetów wywołałoby drastyczny kryzys" - zauważa Jarosław Wiśniewski, analityk współpracujący z Russell Group, zrzeszającą najlepsze brytyjskie uniwersytety, w tym te w Oxfordzie i Cambridge. W rozmowie z Bogdanem Frymorgenem Wiśniewski zapewnia, że organizacja cały czas lobbuje za utrzymaniem wszystkich instrumentów, jakimi uczelnie dotychczas dysponowały. To np. dostęp do unijnego programu Horyzont 2020. Podobny efekt do tego, który wywołałoby obcięcie unijnych funduszy, miałoby - jak podkreśla Jarosław Wiśniewski - ograniczenie liczby studentów z Unii Europejskiej. I nie chodzi tu tylko o finanse. Jednym z magnesów przyciągających np. studentów z Azji jest kulturowa różnorodność na brytyjskich uniwersytetach. Zaburzenie tego status quo zmniejszyłoby automatycznie atrakcyjność studiów w Wielkiej Brytanii. A te dają szansę wielowymiarowego rozwoju, owocują dyplomami, które cenione są na całym świecie, i stanowią nie lada atut w procesie zdobywania dobrze płatnych i interesujących posad. Bogdan Frymorgen Opracowanie: Edyta BieńczakCzytaj też na stronie RMF24.pl.