Republika Serbska w Bośni Wewnętrzna granica pomiędzy Republiką Serbską a Federacją bośniacko - chorwacką - dwoma podmiotami Bośni i Hercegowiny - to najbardziej nowoczesna linia graniczna na świecie - wytyczono ją za pomocą trójwymiarowych obrazów satelitarnych. Co jednak z tego, kiedy przebiega ona mniej więcej wzdłuż ostatniej linii frontu w wojnie bośniackiej, i ten właśnie fakt sprawia, że właściwie od początku było wiadomo, że ta granica jeszcze długo nie będzie granicą dobrosąsiedzką. Lepiej nie być Bośniakiem w Republice Serbskiej (Republika Srpska, w odróżnieniu od Serbii "właściwej", która nazywa się Republika Srbija). Według powszechnej opinii rachunek wojennych krzywd nie został tu jeszcze zapomniany. Bo mimo, że Republika leży w granicach Bośni i Hercegowiny ("Minijugosławii", jak się ją często nazywa), to trudno znaleźć region zamieszkały przez bardziej narodowo nastawionych Serbów. Z Bośniakami łączy tutejszych Serbów waluta i rząd, ale w tak naprawdę bośniacka Serbia ciąży w stronę "Serbii właściwej". Lokalnym Serbom coraz trudniej zresztą pojąć logikę, według której Kosowo może być niepodległe, a bośniackim Serbom nie wolno połączyć się z rodakami w Belgradzie. To, oczywiście, plan minimum - wielu nadal uważa, że w gruncie rzeczy władztwo Belgradu powinno rozciągać się na obszarze Wielkiej Serbii, obejmującej mniej więcej tereny byłej Jugosławii. Milorad Dodik, premier Republiki Serbskiej ogłosił ostatnio, że "to niedopuszczalne, by obywatele Republiki Serbskiej sądzeni byli przez sąd, w którym sędziowie są muzułmanami". Premier Dodik raz na jakiś czas wspomina, że warto byłoby przeprowadzić referendum w sprawie oddzielenia Republiki Serbskiej od reszty Bośni. Wielu Serbów, w tym szef parlamentu Igor Radujicić - mimo, że nie popierają niepodległości Kosowa, uważają jego przypadek za istotny precedens, który może pomóc Republice Serbskiej wybić się na niepodległość. "Coś więcej, niż autonomia, lecz mniej, niż niepodległość" W latach 1991 - 97 na części terenów obecnej Chorwacji istniała Republika Serbskiej Krajiny. To nie uznane przez nikogo państwo chorwackich Serbów powstało jako odpowiedź na rosnące w Chorwacji nastroje nacjonalistyczne. Armia chorwacka rozpoczęła działania przeciwko Serbom, którym pomocy udzieliła jugosłowiańska armia federalna. Po zawieszeniu broni serbska przez jakiś czas republika w Chorwacji de facto istniała, posiadając wszelkie atrybuty państwa, w tym rząd, armię i walutę. W 1995 roku do serbskiej Krajiny wkroczyły wojska chorwackie, w 1998 - zlikwidowano Serbom autonomię. W 2005 zaczął działać rząd serbskiej Krajiny na wygnaniu. Domaga się on dla chorwackich Serbów "czegoś więcej, niż autonomia, lecz mniej, niż niepodległość". Kosowo w Serbii i Serbia w Kosowie Kosowo jest tym przypadkiem, w którym rozwiązanie jednego problemu (podarowanie kosowskim Albańczykom niepodległości od Serbów) rodzi problemy kolejne (zamieszkali w Kosowie Serbowie są obecnie w podobnej sytuacji, jaką Albańczycy uprzednio mieli w Serbii). Kosowo jest już de facto funkcjonującym państwem, częściowo uznanym w świecie, ze wszystkimi atrybutami niepodległości, natomiast serbskie enklawy na jego terytorium są krainami w zupełnej prawie atrofii: ich teoretyczny status (integralna część Kosowa) ma się nijak do sytuacji faktycznej (terytorium bez jasno określonego statusu, którego serbskość manifestowana jest w tak dramatyczny, jak partyzancki sposób). Po serbskich enklawach w Kosowie jeżdżą samochody bez rejestracji, bo serbskich już nie ma, a kosowskich nikt tu nie przykręci. Mimo, że w całym Kosowie płaci się w euro, tutaj przyjmuje się serbskie dinary, co wydaje się mieć wymiar wyłącznie symboliczny: tu jest Serbia i koniec. Bezrobocie i ubóstwo jest niesamowite. W serbskich enklawach nadal - jakby żadne niepodległe Kosowo nie istniało - działa serbska poczta i serbska służba zdrowia. Region utkwił w miejscu, zarówno politycznie, jak i ekonomicznie. Serbowie nie dostrzegają faktów dokonanych i uważają, że Kosowo nie istnieje, a jeśli już, to "je Srbija"; natomiast Albańczycy nie chcą słyszeć o żadnych ustępstwach na rzecz serbskiej mniejszości. "Kosowo jest na tyle małym krajem, że nie można go jeszcze bardziej dzielić" - mówią. Zresztą, to nie jedyny problem związany z Kosowem. Na kosowski casus powołuje się bowiem obecnie kto tylko chce i potrzebuje: poczynając od Naddniestrza, poprzez Abchazję i Osetię, aż po etnicznych Albańczyków w Macedonii. Albańczycy w Macedonii W porównaniu z innymi rejonami zamieszkanymi przez mniejszości w byłej Jugosławii, sytuacja macedońskich Albańczyków to prawdziwa sielanka. Rząd Macedonii, widząc się w roli przyszłego członka UE, chucha na nich i dmucha. Próbuje w ten sposób załagodzić skutki prób ich slawizacji, które miały miejsce w czasach schyłkowej Jugosławii. W efekcie - Albańczycy w Macedonii współrządzą. Tym bardziej, że jest co łagodzić - w latach 90-tych lokalni Albańczycy, patrząc na emancypujące się za miedzą Kosowo, byli na skraju wrzenia. Również obecnie pojawiają się głosy nawołujące do stworzenia "Wielkiej Albanii", składającej się nie tylko z terytoriów Albanii i Kosowa, ale także części Czarnogóry, Serbii i - oczywiście - Macedonii. W zamieszkanej przez Albańczyków wiosce Tanusevci na kosowskiej granicy raz na jakiś czas pojawiają się głosy nawołujące do połączenia z Kosowem, nawet za cenę przelewu krwi, a jej młodzi mieszkańcy w czasie wojny w Kosowie zasilali szeregi UCK. Mała Bośnia Po drugiej, serbskiej stronie Kosowa leży muzułmański i serbskojęzyczny (ergo: bośniacki) Sandżak. Nie ma on połączenia z właściwą, sarajewską Bośnią, a i jego historia jest nieco inna. Mieszkający tu sandżaccy muzułmanie nie zamierzają (przynajmniej oficjalnie) odrywać się od Serbii, choć narzekają na "serbski nacjonalizm". Jest to - jak się wydaje - jedyna część Serbii, w której mieszkańcy otwarcie sprzyjają kosowskiemu państwu. Novi Pazar, stolica Sandżaku, przypomina bliskowschodnie miasto, w "kafeczajnicach" całymi dniami przesiadują starsi mężczyźni, młodzież bawi się bez alkoholu, a w nielicznych pubach siedzą najczęściej przybyli tu w interesach Serbowie. W krajobrazie nie widać kościelnych wież, roi się natomiast od minaretów. Tak wygląda Novi Pazar, region ma swoją reprezentację w Organizacji Narodów i Ludów Niereprezentowanych (UNPO), w całym jednak historycznym Sandżaku (który rozciąga się także na terytorium Czarnogóry), Bośniacy nie stanowią większości. Trudno więc liczyć na to, by pomysły sandżackiej autonomii, a być może nawet niepodległości - zyskały aprobatę serbskich mieszkańców regionu. Wojwodina W serbskiej Wojwodinie, historycznie związanej z Serbią, działa Koalicja Węgierska. Koalicja Węgierska domaga się utworzenia w Wojwodinie autonomicznego regionu w ramach Serbii. Nie trzeba dodawać, jakie rozdrażnienie budzi to w poobijanej, okrojonej, karconej co rusz i z każdej strony Serbii. Powołując się w dodatku na nieszczęsny casus Kosowa, Węgierska Koalicja nie zyskuje sobie specjalnego uznania i zrozumienia w oczach Belgradu. Istria Również coraz bardziej bajkowe i uwielbiane przez turystów chorwackie wybrzeże ma kłopoty ze swymi separatyzmami. Autonomii i zrównania w prawach języków chorwackiego i włoskiego na swoim terytorium domaga się półwysep Istria. Istria jest bardzo specyficznym tygielkiem etnicznym: miesza tu się żywioł romański (nie tyle czysto włoski, co "wenetyjski") i słowiański. Z ciekawostek wspomnieć wystarczy, że prócz słoweńskiego, chorwackiego, friulskiego i weneckiego dialektu włoskiego, lokalni mieszkańcy (choć bardzo, bardzo niewielu) posługują się również takimi językami, jak istriocki (język o niepewnym pochodzeniu, mającym w sobie jednak wiele elementów romańskich) oraz istrorumuński. To i tak tylko bardzo ogólny i pobieżny przegląd etnicznych problemów byłej Jugosławii. Gdyby dodać to tego Chorwatów żyjących w Bośni, kosowskich Turków, czarnogórskich Bośniaków, Włochów w Słowenii itd., mielibyśmy drobiazgowy obraz potencjalnych etnicznych animozji, które już raz - wzorem padających kostek domina - popędziły kraj w kierunku wojny domowej. A przypomnijmy, że wszyscy, którzy znali przedwojenną dostatnią, słoneczną i gościnną Jugosławię, nie mogli uwierzyć w masakry, czystki etniczne i obozy koncentracyjne, które miały miejsce w tym kraju w latach dziewięćdziesiątych.